środa, 21 grudnia 2022

Nawiedzone koszary.

Dziś mam prawdziwą perełkę - jest nawet nagranie! To historia Maćka (imię zmienione), który opisał swoje wspomnienia ze służby wojskowej, a ściślej pełnienie samotnej warty w koszarach (może magazynie wojskowym). Dodam tylko, że mój kolega miał w wojsku niemal identyczną historię, ale nie mam z nim kontaktu na dziś dzień, żeby próbować z nim i autorem poniższej historii ustalić, czy czasem nie służyli w tej samej jednostce. Oto historia Maćka - praktycznie jej nie redagowałem, więc sorry za literówki:

"Wszyscy wkręcili się w temat duchów już na poważnie, postanowiłem wykorzystać to że chłopaki z sali obok kantorka mają obesrane ze strachu nachy i razem ze Sławkiem staraliśmy się plątać im figle. To robiliśmy pozoracje podkładając im na styk szczotki pod drzwi, to gdy Mefju szedł się kąpać skradaliśmy się i raz odkręcaliśmy na raz wszystkie krany by po cichu się wycofać, to czasami po zmroku gasiliśmy światło na korytarzu i bujaliśmy lampami w oczekiwaniu na to że ktoś za chwile wyjdzie z sali i zaświeci światło na korytarzu gdzie bujają się w chaosie na kablach karnisze, mieliśmy ubawu w spód :D. I gdy co rano w przerwach od wykładów zbierali się w grupki to słuchaliśmy z zapartym tchem i uśmiechem, że woda się sama odkręca w kranach czy straszne historie o bujających się późnymi wieczorami lampach na korytarzu. Jednak wiedziałem że następny weekend przyjdzie mi spędzić znów samemu w tym zjebanym budynku i wtedy już nie będzie mi do śmiechu. Gdy zbliżał się piątek razem z nim zbliżał się też małymi krokami lęk, tym bardziej że Maciek jechał tym razem do domu na Podkarpacie. W czwartek zgadałem się ze znajomym który był na kursie tylko na innej jednostce, oddalonej o 3 km od mojego miejsca pobytu. Gdy wszyscy spakowali się do domów załączyłem z powrotem grę żeby nie siedzieć w ciszy, czasem wychodziłem na strych na szluga a to paliłem w kiblu. Dzień zleciał nawet spoko i jakiejś wielkiej szarówy za oknem nie było. Kamil mając przepustkę na basen do mojego garnizonu wszedł bez problemu przez biuro przepustek i kierował się na ten paskudny koszarowiec. Przywitałem go na papierosku pod drzwiami, pokazałem mu piwnice (piwnica i strych to był kultowy hicior tego miejsca :D ) oraz kompanię i moją salę gdzie czekał aż się ogarnę. Sam z siebie przyznał że czuje się nie swojo i że przejebane siedzieć samemu w takim miejscu. Wyszliśmy już wieczorem gdy tylko ogarnąłem się. Przed wybyciem postanowiłem zobaczyć czy pozamykane wszystkie okna i czy wszystko wyłączyłem u siebie i na korytarzu z prądu oraz czy nie pali się światło w kiblu, pokoju i strychu. Gdy wszystko pogaszone można iść. Zamknąłem kompanię, zeszliśmy na dół, domknąłem piwnicę, zamknąłem wejście do bloku i kluczyk włożyłem do koperty dla ochrony. Gdy wychodziliśmy z garnizonu to i tak żeby iść w stronę rynku trzeba było przemieścić się obok budynku. Wpatrując się w spowity mrokiem koszarowiec zauważyliśmy jak zapala się światło na strychu. Kamil popatrzył na mnie i powiedział: pozdro dla ciebie jak tam dzisiaj śpisz... Po dobrym burgerze na rynku postanowiłem wracać, było koło pierwszej. Szukałem od niechcenia jakiegoś hotelu nawet robotniczego ale wszystko zapełnione a jak było coś to nabite pod korek. Nic, odważna decyzja: WRACAM. Rozdzieliliśmy się na rondzie kilometr za rynkiem. Szedłem koło koszar wpatrując się uważnie w puste okna bez firanek oraz te nieszczęsne wciąż zapalone światło na strychu. Ja pie*dole znowu sam. Pobierając klucze od ochrony zapytałem ochroniarza czy podczas obchodu zachodzą do budynku. Liczyłem na to że potwierdzi opowieść Maćka o nocnych odwiedzinach ochrony. Cieć na bramie ku mojemu przerażeniu powiedział że do budynku nikt nie wchodzi bo jedyne klucze mamy my. Możliwości włamania też nie ma, garnizon jest otoczony wysoką siatką, drutem kolczastym i koncentryną, do tego jest monitoring, warta i grupa interwencyjna pod bronią więc wkradnięcie się kogokolwiek też nie wchodzi w grę. Nie odniosłem się do jego odpowiedzi, po prostu poszedłem i zaraz za wartownią spaliłem szluga patrząc się w niebo, zaraz potem bezmyślnie kierowałem się w stronę budynku. Nie było wiatru, ani deszczu, ale za to było beznadziejnie, tą beznadziejność podbijał fakt że idę kimać znów w tamtym miejscu. Mijając blok nie patrzyłem w okna, po prostu szedłem. Standardowa procedura, otworzyłem drzwi, zaświeciłem światło na klatce odpalając tym samym latarkę w telefonie żeby oświetlić sobie ciemne piętra. Wszedłem bez uczuć, nawet gdy na jednym z pięter poczułem potężny chłód, szedłem dalej. Wbiłem na górę, zaświeciłem światło, otworzyłem kompanię, odlałem się, włączyłem standardowo watahę i poszedłem spać, tym razem dla minimalnego komfortu zgasiłem światło. Około 4:30 przebudziłem się bo przycisnęła mnie dwójka, na korytarzu zostawiłem zaświecone światło a z tyłu głowy miałem wyrzuty sumienia, że niepotrzebnie robiłem sobie z kolegów jajca strasząc ich. W połowie korytarza usłyszałem tłuczenie się jak by z dołu, dalekie, raz to z piwnic raz z niższych pięter a raz z innych kondygnacji. Wsłuchiwałem się z przerażeniem ale i zaciekawieniem w te uderzenia, wyjąłem telefon i postanowiłem to nagrać ponieważ na gębę by mi nikt nie uwierzył. Odechciało mi się dwójki, uznałem że przetrzymam do rana, zamknąłem kompanię pozostawiłem włączone światło i po modlitwie poszedłem spać. Wstałem około 8:00 trochę zmiętolony, pogoda była ładna i nawet się uśmiechnąłem sam do siebie w lustrze w ubikacji zadowolony że udało mi się nagrać to co nękało nas wszystkich od kilku tygodni. Gdy siadłem na porcelanę w celu realizacji zaległej dwójki wyciągnęłam telefon i zacząłem oglądać filmik z wczoraj oraz scrollować facebooka, nagle na dole usłyszałem rumor, jak by wiele osób wchodziło po schodach lub realizowała się zbiórka kompanii, echo kroków wojskowych butów unoszące się dawało niesamowite wrażenie w pierwszym momencie pomyślałem że chłopaki zjechali, tylko że drzwi na dół zamykałem

osobiście, ja miałem do nich klucz a tak w ogóle to dziś jest sobota a oni zjeżdżają się w niedzielę wieczór...

Dzień jakoś zleciał, byłem na zakupach, szlajałem się trochę po mieście. Wieczorem przejęty tym wszystkim zapomniałem o modlitwie nie mogłem spać, czułem znów czyjąś obecność, dużo rozmawiałem z żoną, rodzicami, bratem i siostrami przez telefon i wideo konferencje świadomość, że jest się samemu mimo że wyczuwa się ewidentnie kogoś jest przytłaczająca. Nie mogłem zmrużyć oka, miotałem się w łóżku. Myślałem "co to jest?", dla czego mnie niepokoi, no ewidentnie w tej ciszy tych starych murów jest coś co potrafiło się odezwać ludzkim głosem jakże niepokojącym i groźnym a teraz czai się gdzieś i obserwuje każdy mój ruch. Gdy już było jasno a ja zmęczonymi oczyma patrzyłem się w monitor komputera coś uderzyło z potężną siłą w szafę przy ścianie tak, że aż ruszyły się górne i dolne drzwi, huk uderzenia rozniósł się po pustej rozświetlonej światłem dziennym kompanii. Pomyślałem: nie dało mi spać całą noc, czaiło się to w tych głuchych murach a na koniec, nie w nocy, już rano podkreśliło swoją obecność. Gdy odtworzyłem plik który wkleję pod spodem i podkręciłem głośność okazało się że prócz tłuczenia się były też mega dziwne odgłosy których nie dało się sklasyfikować w żaden sposób oraz głos ten sam głos który słyszałem na korytarzu i który zapytał się mnie czy "IDZIESZ?" W niedzielę gdy wróciłem z kościoła o 20:00 już zaczęli się zjeżdżać chłopaki. Fajno, jeszcze dwa tygodnie i koniec kursu. Jeszcze tylko jeden weekend tym razem Maciek zostawał a my mieliśmy się przez ten czas dowiedzieć czym był wcześniej ten budynek... 


Film poniżej jest z 4:30. Lekko podkręciłem dźwięk w programie i dodałem jeden napis, niestety program nie obsługuje polskich liter więc wyszedł błąd. Na samym początku nagrania przytrzymałem palcem głośnik.

Pomijając uderzenia na różnych kondygnacjach mamy gamę różnych dziwnych dźwięków. Ciekawe jest pierwsze uderzenie 0:45 zaraz po nim

odgłos typu "ouu" i ciężki niski głos

wypowiadający niezrozumiałe słowa.


Dziwny piskliwy odgłos przy 1:06, 1:58. Przy 2:01 po uderzeniu na słuchawkach słychać "zabieraj się stąd"?

UWAGA PRZY 1:42 wciągam gluty z nosa :D. Nie jest to uderzenie

ani jakiś nadprzyrodzony odgłos.

Padało lekko, nie było wietrznie, nie było przeciągu, drzwi od dołu

oraz okna były pozamykane".



Edit: czasy podane przez autora mogą się nie zgadzać z dźwiękami, bo przycinałem filmik 😔😔😔, ale rozjaśniłem go za to, żeby było widać w ogóle gdzie to ma miejsce 😁


2 komentarze:

  1. Jeśli rzeczywiście legitna historia, to ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, ja tak żałuję, że ten kumpel mój co w wojsku był nie ma ani FB ani Insta, bo moglbym ustalić czy to ta sama jednostka - byłoby jeszcze ciekawiej :(

      Usuń