czwartek, 22 grudnia 2022

Miedziana bransoletka.

Dziś coś, co bardziej brzmi jak creepypasta, ale i tak dobrze się czyta. Wrzucone przez anonimową kobietę na jeden z fejsbukowych fanpejdżów:

"Chciałabym opowiedzieć Wam moją historię demonicznego dręczenia. Będąc racjonalistą i sceptykiem przez kilka lat odrzucałam wiarę w to, że takie rzeczy się zdarzają, a tym bardziej to, że demon może zadomowić się tuż obok mnie. Aż przyszedł przełomowy moment, gdzie około 2 miesiące temu coś zapukało mi do drzwi od kuchni w której siedziałam. Trzy razy głośno zastukało. Myślałam, że to moja córa. Powiedziałam proszę.  Nikt nie wszedł. Wstałam. Otwarłam drzwi a tam nikogo. To pukanie słyszałam często przez kilka lat. I nie raz poderwałam się otworzyć drzwi, za którymi nikogo nie było. Często słyszałam "mamo" i śmiech dziecka, kiedy to dziecko było poza domem. Wielokrotnie stukało coś w komodzie, ginęły rzeczy bezpowrotnie, bądź odnajdywały się irracjonalnych miejscach. Pękały szyby w obrazach, zabawki same się włączały pomimo braku baterii. Zaczęło się to ok. 5 lat temu od dziwnego drapania w panelach sufitowych, jakby ktoś drapał po nich ostrymi pazurami. Drapanie to zaczynało się jak tylko położyłam głowę na poduszce. Wtedy też do mojej sypialni wróciła kilkuletnia córka, która nagle zaczęła się bać kogoś kto stał w przedpokoju i na nią patrzył. Spałyśmy we dwie, a raczej próbowałyśmy spać, ponieważ to drapanie uniemożliwiało nam spokojnie się wyspaćBędąc racjonalistą, szukając logicznej przyczyny tego drapania, zgłosiłam administracji, aby sprawdzili kanały wentylacyjne. Sprawdzili, czysto, żadnych myszy, szczurów, ptaków. Byłam u sąsiadki, gdzie razem przesuwałyśmy meble i nic. Wtedy też po raz pierwszy ogarniał mnie paniczny strach. Spałyśmy przy lampce. Nawet w dzień sama bałam się być w domu. W drzwiach sypialni miałam wrażenie, że ktoś stoi i patrzy. A ja wcześniej nigdy się nie bałam. To był mój dom, mój azyl, moja ostoja. A nagle wpadałam w panikę, gdy pomyślałam tylko o zbliżającym się wieczorze i tym drapaniu. Raz gdy moja córa wróciła już do swojego pokoju znów przyszła do mojej sypialni z płaczem. Stała nade mną w białej koszuli, z włoskami na twarzy. Odprowadziłam ją do łóżka, usiadłam i zaczęłam uspokajać, żeby nie płakała. I kiedy na nią spojrzałam ona się obudziła i zapytała, dlaczego ją budzę i uspokajam, jak ona śpi. Nie była w białej koszuli, tylko piżamce.  Co pomyślałam? Kto u mnie był w takim razie? Później zrzuciłam to na karb zmęczenia i złego snu. Poszłam do kościoła, wzięłam święconą wodę, wysmarowałam wszystkie progi mieszkania. Wówczas drapanie ustało.  Nagle, jak nagle się pojawiło. Nawet przestałam bać się być sama w domu. Poznałam swojego obecnego partnera. Był spokój ok 2 lat. I po pewnym czasie znów to coś wróciło, inaczej. Z partnerem słyszeliśmy śmiech dziecka za drzwiami. Żarówki same zmieniały kolor, coś jakby stukało pieśnią w ścianę. Starszy przybrany syn ciągle powtarzał, że ten dom jest nawiedzony, bo ciągle go straszy, coś mu przemyka na przedpokoju. Moja córka przestała sypiać w nocy. Co noc musiałam do niej chodzić i kłaść się koło niej. Młodsza przybrana nie spała bo swędziało ją ciało. Widziała światełka "biegające" po ścianie i suficie. Ja za to biegałam z jednego pokoju do drugiego aby je uspokajać. Były noce, że ja spałam z jednym dzieckiem, partner z drugim.  Moja córka i mój partner, którzy szykując coś razem w kuchni usłyszeli jednocześnie jakieś sapanie do ich ucha. Coraz więcej pojawiało się tych dziwnych sytuacji, a ja przestałam bać się ciemności, tego, że rzeczy znikają, i pojawiają się w dziwnych miejscach, nie bałam się już pukania, otartych drzwi, które zamknęłam. Bałam się o Bliskich. W ciągu półtorej roku nagle pochowałam siostrę, tatę i mojego chrzestnego . Moja mama dowiedziała się, że ma ten sam nowotwór co mój chrzestny, córka okaz zdrowia zaczęła chorować.  W ciągu 2 lat umarło jeszcze 5 bliskich mi osób z rodziny poza siostrą, tatą i chrzestnym. Zaczęłam śnić, że utopiły się moje dwie córki . Ta rodzona, która często śni mi się, że tonie. I teraz ta przybrana. Woda porwała mi obie . I bałam się gdy słyszałam "mamo" jak woła mnie któraś z córek, a ich nie ma, albo już śpią.  Będąc sceptykiem i realistką, przeanalizowałam nawet ryzyko początku choroby psychicznej. Ale to co ja słyszałam i widziałam, słyszały i moje dzieci i mój partner. Gdy znów usłyszałam znikąd "mamo" w akcie desperacji wstawiłam swoją historię na jednej z takich stron. Odezwali się do mnie "medium". Miałam tylko zrobić przelew i będę oczyszczona... Z racji mojego sceptycyzmu, i tego, że nie wierzę w "uzdrowicieli", którzy oferują swoją pomoc za pieniądze, od razu chciałam usunąć swój post. Aż nagle ktoś napisał "Pomogę. Odezwij się do mnie". Usunęłam post i odezwałam się do tej osoby. Nie wiem dlaczego, ale coś kazało mi zaufać temu człowiekowi. Był to duchowny, który nie chciał ode mnie niczego, żadnych pieniędzy.  Był to ktoś, kto wykazał się ogromną cierpliwością w stosunku do mojej osoby, do tego, że podważam istnienie demonów i tego, że któryś z nich mnie nęka. Bo wierząc w Boga, nie wierzyłam w to, żeby demon mógł sięgnąć człowieka. Pomimo tego, co się działo, i tego, że nie można było znaleźć na to racjonalnego czy medycznego wytłumaczenia wciąż to wypierałam.  Nie ufając duchownym, temu uwierzyłam. Szukając przyczyn dręczenia demonicznego, przypomniałam sobie, że jako młoda dziewczyna chodziłam do wróżki, byłam u uzdrowiciela, jako dziecko byłam niewinnym świadkiem wywoływania duchów. Ale nie to było przyczyną. Przyczyną była zwykła miedziana bransoletka.  Dwadzieścia pięć lat temu, gdy miałam 20 lat zachorowałam i lekarze nie dawali mi zbyt dużych szans na przeżycie. Wtedy dała mi ją Mama. Dostała ją Ona kiedyś gdy była na Dalekim Wschodzie od pewnej kobiety. Była to bransoletka, która miała przywrócić zdrowie. Tylko, że ja nie wierzyłam w takie cuda. Wrzuciłam ją gdzieś na dno szafy, i walcząc o życie i zdrowie zapomniałam o niej na kilka lat. Aż do momentu, gdy dowiedziałam się, że moja ukochana siostra jest chora i umiera. Żaden z lekarzy nie dawał Jej szans. I wtedy ją założyłam. Dla siostry. I nosiłam ją przez kolejne lata, a moja siostra żyła wbrew medycynie. W międzyczasie urodziłam córkę, której nigdy urodzić nie miałam, że względu na moją chorobę i leczenie. Nie będąc praktykującym katolikiem, zawsze powtarzałam, że obydwie są dowodem na istnienie Boga i jego cudów.  Jedna miała umrzeć, druga się nie urodzićZ bransoletką nie rozstawałam się ani na chwilę, uzależniając od niej życie mojej Siostry. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego myślałam, że jak ją zdejmę Ona umrze. Aż pewnego dnia, też nie wiedząc czemu, ją ściągnęłam i włożyłam do wazonu pełnego pamiątek. I wtedy po pewnym czasie zaczęło się to drapanie... Dzisiaj wiem, że nadając bransoletce cechy boskie, czyniąc ją moim amuletem, otworzyłam drzwi demonowi. Mój duchowny poprosił mnie o zdjęcie tej bransoletki. A ona zniknęła. Wraz z partnerem przeszukaliśmy cały dom. Wielokrotnie. Wyparowała jak kamfora. Moje rozmowy z duchownym trwały miesiąc. Ciągle odkładałam czas modlitwy o uwolnienie. Bałam się strasznie. Ale to nie był mój strach. Teraz też już to wiem. W dniu kiedy miał odbyć się egzorcyzm zmarł mój wujek. Zrezygnowałam. Dopiero twarda postawa mojego partnera sprawiła, że spotkałam się z duchownym. Nie będę opisywać szczegółowo tego co wówczas się działo. Powiem tylko, że jest to dalekie, czym karmią nas w filmach i opowieściach. Jest to czas modlitwy, gdzie można płakać i śmiać się, gdzie przychodzą Ci nie Twoje myśli i trzęsiesz się z niewyobrażalnego zimna. Ale wytrwałam. Tylko, że demon nie odszedł.  Ale zwrócił mi bransoletkę, którą znalazł mój partner tam, gdzie nigdy nie leżała.  W dniu pogrzebu Wujka zakopałam ją pod krzyżem na cmentarzu, chociaż krążyły mi myśli, żeby ją zachować. Wracając z pogrzebu złapał mnie strach i przerażenie. Myślałam, że się uduszę. Nie umiałam się modlić. To była zemsta, za to, że zakopałam amulet. Na drugi dzień znów usiadłam do modlitw o uwolnienie. I jestem wolna. Dlaczego Wam to piszę? Ponieważ warto uwierzyć.  Ja przez brak mojej wiary cierpiałam kilka lat. Wpadałam w coraz większy marazm, czarną psychiczną otchłań. Myślałam, że stoję u progu depresji, zapomniałam czym jest siła i uśmiech.  Ale odzyskałam swoją siłę i radość.  Znów patrzę na życie z optymizmem. Wierzę, że to zło już nie sięgnie mnie, ani moich bliskich. Znów jestem tą osobą, którą byłam.  Piszę wam to aby uchronić Was przed sięganiem po coś, czego nie rozumiemy, aby nie szukać pomocy tam, gdzie "leczą" za pieniądze. Nie sięgać do magii, która otwiera wrota złu. Nie nadawać rzeczom siły, której nie mają.  Bo tym sposobem możemy otworzyć drzwi złu, w które sami nie wierzymy. Ja tą siłę dałam bransoletce. Moja siostra żyła 16 lat z nowotworem. To zło być może pozwoliło Jej żyć, ale zapłaciłam i tak za to srogą cenę. Nagła śmierć siostry i to z innego powodu. Tata, który był okazem zdrowia i nagle odszedł. Wujek z którym dopiero rozmawiałam i zaraz potem jechałam na jego pogrzeb. Moje choroby, 9 operacji, gdzie lekarze wciąż nie wiedzą co tak fizycznie mnie niszczy. Moja córka cierpiąca z powodu bezsenność i nagle trawiona przez inne choroby. Mój kilkuletni smutek i apatia, które wręcz mnie pochłaniały. Ciągła walka o lepsze jutro. Teraz wiem, że to dług za moją wiarę w cudowną moc amuletu. Zaufałam duchownemu (I nie jest to nasz katolicki ksiądz, bo dla nich jestem skreślona z racji mojego związku bez ślubu), który jest wspaniałym, wyrozumiałym przyjacielem. I to on pokazał mi drogę, dzięki której znów jestem szczęśliwym człowiekiem."


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zjawiska paranormalne - czy w dzisiejszych czasach łatwo uwierzyć w duchy?

 Zjawiska paranormalne to coś budzącego emocje od dziesięcioleci. Jedni są wielkimi "fanami", drudzy wielkimi sceptykami. Niezależ...