środa, 17 stycznia 2024

Zjawiska paranormalne - czy w dzisiejszych czasach łatwo uwierzyć w duchy?

 Zjawiska paranormalne to coś budzącego emocje od dziesięcioleci. Jedni są wielkimi "fanami", drudzy wielkimi sceptykami. Niezależnie czy jesteś fanem horrorów i historii z dreszczykiem, bardzo dociekliwą z natury osobą, która drąży przeróżne tematy, czy też kimś kto po prostu widział coś co w wymyka się ludzkiej logice możesz się zaliczyć do pierwszej grupy, czyli do "fanów". Niekoniecznie będąc nawet - jak pisał Mickiewicz - kimś do kogo silniej przemawia "czucie i wiara" niż "mędrca szkiełko i oko".

Sceptycy natomiast równie skrupulatnie potrafią podejść do tematu nie będąc (jak zapewne większość) prześmiewcami, hejterami i ludźmi, którzy dostają piany na ustach w zetknięciu z zabobonną wiarą w duchy, demony, diabły i różnej maści stwory z ludowych wierzeń. Używają wtedy argumentów w postaci naukowych dowodów, czy chociaż mocno racjonalnych wyjaśnień zjawisk będących popartych wiedzą powszechną.

Jest jeszcze trzecia grupa ludzi. Ludzie tacy jak ja - znajdujący się gdzieś pomiędzy tymi dwoma "obozami". Choć w miarę słusznie możecie odnieść wrażenie, że raczej należę do "fanów" to nigdy do końca. I czemu w tytule posta zadaję pytanie, którego część brzmi "czy w dzisiejszych czasach..."? Cóż, chciałem dziś się skupić między innymi na tym jak dzisiejsze media społecznościowe i powszechny dostęp do internetu (a konkretnie do możliwości wypowiedzi) komplikują odbiór tematów zjawisk paranormalnych po przez dopuszczenie do głosu posiadających najbardziej skrajne opinie ludzi z dwóch wyżej wymienionych "obozów". Ludzi mających nastawienie fanatyczne, hejterskie i - jak dzisiejsi politycy - wchodzących w dyskusję z jednym słusznym nastawieniem: postawić na swoim nie próbując podjąć zdrowego dialogu z przeciwną stroną. 

Wertując facebookowe fanpejdże na temat zjawisk paranormalnych wielokrotnie przedzierałem się przez wpisy, a szczególnie przez komentarze "turbokatolików", którzy widzieli "buzię w tym tęczu"- to znaczy dostrzegali w randomowym zdjęciu wykonanym w niesprzyjających warunkach cały poczet aniołów i archaniołów, albo jedyną słuszną, trzycyfrową liczbę bestii, biesów i duchów nieczystych. Nie przyjmując absolutnie do wiadomości, że istnieje zjawisko takie jak paraidolia. Dodatkowo problem ten dotyczył nie tylko zdjęć i filmików, ale i samych wpisów. Tam też w komentarzach było mnóstwo absolutnej wiary we wszystko co ktoś opisał. Pojawiały się gorliwe modlitwy, a nawet ocierało się to o rzucanie klątw na niedowiarków, którzy śmieli negować, lub choć trochę wątpić w to, że ktoś widział, czy czuł obecność anioła 😅. Ze sceptykami nie było dużo lepiej, bo wielu z nich wchodziło na takie fanpejdże bardzo często jedynie w celu trollowania i obśmiewania, a nawet ubliżania użytkownikom doskonale wiedząc jak hermetyczne środowisko takie stronki użytkuje. A to wszystko niezależnie od "obozu" podlane gęstym sosem, którego głównymi składnikami jest grafomania, totalnie nieistniejąca interpunkcja i całkowita nieznajomość podstaw ojczystego (a przecież tak pięknego 😣) języka. Często - o zgrozo - w wykonaniu ludzi dorosłych, a nawet w wieku podeszłym. 

Możecie zapytać mnie: "Czemu zatem siedzisz sfrustrowany na tych fanpejdżach zamiast pozyskiwać wiedzę o tych zjawiskach choćby z Youtube, gdzie jest to podane w wiele bardziej przystępnej i "porządnej" formie"? Już śpieszę z odpowiedzią. 

Po pierwsze: Youtube to miejsce gdzie wielu szuka "sławy". Liczą się zasięgi, liczba wyświetleń - ogólnie popularność filmów. To nie skłania mnie do przesadnego wierzenia w wiarygodność materiałów na YT. Wertując setki nagrań z kanałów youtubowych dostrzegłem pewną rzecz: bardzo łatwo jest ładnie sfabrykować nagranie będące rzekomym nagraniem paranormalnego fenomenu. Trzaskające drzwi i szafki, spadające z półek przedmioty, przesuwające się krzesła - te wszystkie najbardziej oklepane motywy notorycznie powtarzane na takich nagraniach są łatwe do wykonania z niewidocznym na nagraniu sznurkiem, albo z osobą ukrytą poza kadrem kamery. Czasem twórcy takich fejków mają rozmach, a łatwowierni się na to łapią. Podekscytowani widzowie wierzą, a twórcom rośnie liczba wyświetleń. Ja po obejrzeniu tak wielu nagrań mam już jakąś intuicję i bardziej mnie przekonuje film w którym nie dzieją się rzeczy rodem z "Paranormal Activity", a na przykład nagranie z jedynie notorycznie, samoistnie otwierającymi się drzwiami od garderoby. Każdej nocy o godzinie 3:01. Zostaje to uchwycone kamerą zamontowaną przez lokatora, a prócz tego nic się nie dzieje. 

Po drugie: na takich facebookowych stronkach w znacznej większości siedzą zwykli poczciwi ludzie. Nie gwiazdy Youtube, nie osoby profesjonalnie zajmujące się zjawiskami paranormalnymi. Ludzie o prostych poglądach. Do tego dochodzi aspekt pisowni, składni i ogólnej umiejętności przekazywania informacji przez takich ludzi. Czytając komentarze takich internautów wyrabiasz sobie ogólny obraz użytkowników takiego fanpejdża, aż tu nagle scrollując te posty i komentarze natrafiasz na ciekawą opowieść. Napisaną niepoprawną polszczyzną, pełną prostych słów, ale równocześnie tak treściwą i pełną szczegółów, że nie dajesz rady uwierzyć, że przeciętny Janusz i Grażyna byłby w stanie wymyślić taką liczbę szczegółów i tak barwnie opisać przeżycia swoje i swoich bliskich. Coś co mogło by być fejkiem wymyślonym przez zmyślnego youtubera z zacięciem do pisania scenariuszy (albo mającym kogoś takiego do współpracy 😉) nagle jest wypisywane na Facebooku, gdzie nie zdobywa się sławy i "donejtów", a jedynie lajki i komentarze. Wiem, że niektórym te lajki starczą do połechtania ego, ale jednak. Jednak tacy ludzie budzą większe zaufanie, przez co łatwiej mi uwierzyć w ich historie - niewspółmierne treściwością w stosunku do standardowych wypowiedzi, opinii takich ludzi. Dla takich kilku historii warto wertować tony "syfu". 

To niestety tylko historie - nie są dowodami jakimi mogłyby być może nie do końca zdjęcia, ale na pewno filmy. Oglądając któregoś z kolei streamera grającego w gry, któremu w tle samoistnie otwierają się drzwi (oczywiście nie będące całe w kadrze kamery😝, a on udaje zszokowanego jakby działo się naprawdę coś przypadkowego i wcale nie zależało mu taką mistyfikacją na zwiększeniu liczby widzów) nie dziwi mnie jak zwiększa się sceptycyzm wobec wiary, iż takie zjawiska są rzeczywiście nadprzyrodzonymi, bądź chociaż ciężkimi do wytłumaczenia dla nauki. To jest ta "sława" o której pisałem wyżej. Sława której "produkty" dyskredytują te nagrania faktycznie pokazujące jakieś dziwne zjawisko warte zbadania. Czasem zdarza się, że sami youtuberzy których kontent obraca się wokół zjawisk paranormalnych okazują się oszustami - tak było w przypadku dwóch rosyjskich twórców: Tima Morozova i Dark Ghosta. Przyznali się oni do preparowania nagrań, a potrafili zrobić bardzo klimatyczne nagrania. Największy cios dla entuzjastów poszukiwania duchów to jednak informacje godzące w prawdziwe autorytety wśród badaczy takich zjawisk. Ed i Lorraine Warren znani wam doskonale z filmowego uniwersum horrorów "Obecność" i "Annabelle". Przedstawieni są w filmach jako porządni, mili i religijni ludzie, a w realnym życiu wydali i współtworzyli około 30 książek na temat badanych przez siebie przypadków nawiedzeń i opętań. Niestety i w ich przypadku nie cichną dosyć donośne głosy, że to wielcy oszuści, a oprócz tego ich małżeństwa krążyły inne kontrowersje. Tu ciekawskich odsyłam do materiału na ich temat pochodzącego z kanału youtubowego "Hardcore Teaching": JAK PSEUDO-EGZORCYŚCI OSZUKALI CAŁY ŚWIAT? (youtube.com)

Jak zatem wierzyć w coś co zawsze stawało na bakier z logiką, coś czego nie każdy doświadczył (a można nawet powiedzieć, że mało kto)? Jak uwierzyć w to w czasach kiedy technologia pozwala nawet amatorom fałszować rzeczywistość, ludzie zrobią wszystko dla pieniędzy i poklasku, a najbardziej liczy się klikalność w mediach, a nie dążenie do prawdy? W czasach w których ta prawda w przeciwieństwie do kłamstwa słabo się monetyzuje. Takie coś jak zjawiska paranormalne nie będzie już nigdy przedmiotem poważnych rozważań typu PRAWDA czy FAŁSZ w mediach głównego nurtu. Będzie jedynie narzędziem do naganiania sobie widzów, a w połączeniu ze wzrastającą ateizacją społeczeństwa i notorycznym tworzeniem fałszywych informacji będzie już całkowicie nieatrakcyjnym tematem w kontekscie chęci poznania źródeł takich
fenomenów.

Tak, w dzisiejszych czasach trudno jest wierzyć w duchy. A może po prostu nie jest to już modne, atrakcyjne, czy  opłacalne.


piątek, 29 grudnia 2023

Wampir energetyczny

 Dziś mam dla was historię pani Edyty (imiona zmienione, standard 😉). 

Przy okazji po krótce przedstawię wam mój pogląd na zjawisko wampiryzmu energetycznego. Jestem pewien, że każdy z was zna ten termin choćby tylko z nazwy. Co ciekawego wampiry - wyeksploatowane do granic możliwości poprzez hollywoodzkie filmy, a wcześniej popularyzowane przez Brama Stockera powieścią "Dracula" z 1897 roku - mają zaczątki w naszej, prasłowiańskiej kulturze, a samo słowo  "wampir" wywodzi się od słowa "wąpierz" będące określeniem wysysającej krew istoty powstającej ze zmarłego człowieka. I tak jak wąpierz wysysał krew ze swoich ofiar, tak i wampir energetyczny - jak sama nazwa wskazuje 😅 - wysysa z nich energię, siły życiowe.

Podzieliłem wampiry energetyczne na dwa typy - paranormalny i nieparanormalny.

1. Typ paranormalny.

Spędzając sporo czasu na facebookowych fanpejdżach o tematyce zjawisk paranormalnych i przedzierając się przez masę bzdurnych postów wyławiałem czasem całkiem zgrabne i brzmiące ciekawie opowieści. Kilka z nich opisywało ludzi nie starzejących się zbytnio, wyglądających wręcz dwa razy młodziej niż powinny w których obecności inne osoby czuły się bardzo źle. Pojawiały się bóle głowy, poważniejsze problemy ze zdrowiem, czy kompletne wyczerpanie. W opisywanych przypadkach zdarzało się, że owa osoba za wszelką cenę chciała ich dotknąć i to wtedy czuli największy odpływ siły i dobrego samopoczucia. Zdaniem "ekspertów" z tych fanpejdży takie osoby są świadomie, lub nie naczyniem dla jakiegoś nadnaturalnego bytu, który albo sam, albo - o zgrozo - na skutek zamierzonego działania takiej osoby przylgnął do niej. Krótko mówiąc osoba taka jest narzędziem dla tego bytu służącym do żywienia się energią innych żywych istot. Najbardziej szokujące jest myśl, że ktoś może pozwalać jakiejś "obcej sile" krzywdzić innych w zamian za wieczną młodość choć (z drugiej strony powszechnie wiadomo co człowiek jest w stanie zrobić dla sił nam znajomych, np: dla pieniędzy 😅) .

2. Typ nieparanormalny.

No, ten typ wampira energetycznego jest znacznie powszechniejszy. Zwykle są to ludzie ze schorzeniami natury psychicznej typu borderline, afektywność dwubiegunowa, zaburzenia osobowości itp. Osoby takie ze względu na swoją toksyczność w relacjach międzyludzkich nie są lubiane w towarzystwie. Niejednokrotnie osoba taka poprzez swoje irytujące zachowania jest wręcz zdolna popsuć nawet najweselszą zakrapianą imprezę, a nawet psuć całkowicie atmosferę w miejscu pracy.

Obydwu typów należy unikać jak ognia, jeśli chcemy żyć w spokoju. Niestety typ nieparanormalny choć powszechniejszy to w pewnym sensie jest trudniejszy do wykrycia niż typ paranormalny, gdyż ze zjawiskami paranormalnymi jest tak, że jeśli już się dzieją to zwracamy na nie szczególną uwagę. One zaburzają naszą rzeczywistość, przeczą logice i nie dają się tak prosto wytłumaczyć. No, bo jak wytłumaczyć (i tu posłużę się anegdotką z jednego wpisu na facebooku) sytuację kiedy ktoś doznaje nagłej utraty sił za każdym razem, gdy pracując jako opiekun/pomoc domowa starszej pani zostaje przez nią dotknięty. Przy czym natarczywość tej staruszki w próbach chwytania kogoś mocno jest zadziwiająca, a w dodatku kobieta ta mając około 70 lat wygląda na nieco ponad 40 i lubi bawić się tarotem 😖. Takie sytuacje budzą w nas konsternację - nie wierzymy, a jednak strach często pozwala się odciąć. A w przypadku wampirów energetycznych nieparanormalnych? Nasza czujność może być uśpiona przez wzgląd na "prozaiczność" tego typu wampiryzmu. Czasem nie zauważamy ile nerwów i zdrowia psychicznego może nas kosztować toksyczne zachowanie takich osób, a jeśli już to widzimy to dosyć późno. To w połączeniu z faktem, że wampirów energetycznych tego typu jest nieporównywalnie więcej niż tych paranormalnych czyni je tymi niebezpieczniejszymi.

Historia pani Edyty - jak się domyślacie - jest historią o wampirze typu "paranormalnego", a ściślej mówiąc jest spisem dziwnych zbiegów okoliczności które łączy postać jej babci. Zapraszam do lektury:

Odkąd pamiętam moja (obecnie) 90-letnia babka była złym człowiekiem. Zniszczyła życie mojej matce, skłóciła rodzinę, doprowadziła mnie do nerwicy. Miała parę takich akcji, że myśleliśmy, że umiera. Zaczęło się od wylewu krwi do mózgu w latach 70-ych kiedy została cudem odratowana. Dwa razy lekarze otwierali jej czaszkę, a po drugim razie byle jak ją pozszywali, gdyż byli przekonani, że jej nie uratują i umrze. Przeżyła, choć miała sparaliżowaną prawą stronę ciała, a ponadto radziła sobie z tą niepełnosprawnością dobrze. potrafiła jedną ręką przesunąć wersalkę - miała więcej siły niż ja w wieku 20 lat. kiedyś pojawiły się na jej ciele plamy opadowe jak u trupa, więc trafiła półprzytomna do szpitala. Pojechałam ją tam odwiedzić, a wyszłam od niej całkowicie wyzuta z energii. Ona natomiast już następnego dnia była niemal całkowicie zdrowa. W 2021 roku doszło do sytuacji którą się naprawdę przeraziłam. Ta babcia zawsze była zazdrosna o babcię ze strony ojca, która była przekochaną osobą. Któregoś dnia ojciec kazał mi zadzwonić właśnie do swojej mamy, bo coś dziwnego się zaczęło z nią dziać - twierdził, że gada jak opętana, że traci kontakt z rzeczywistością. Zadzwoniłam zatem. Babcia twierdziła, że jest mną i właśnie znajduje się u babci Krysi (tej babci ze strony mamy). Niedługo potem babcia ze strony taty zmarła, a babcia ze strony mamy, choć miała w tym czasie podobne "objawy" wyzdrowiała. Odkąd jest w domu opieki w rodzinie zapanowała zgoda, ale kiedy zanim tam trafiła to podejrzewam, że wykończyła sporo osób - członków rodziny, sąsiadów, znajomych. Ja długo czułam jak "pożera" moją energię i nauczyłam się nad tym panować - za to mój ojciec po wizycie u niej jest tak wyczerpany, że musi odespać śpiąc do wieczora. Co do ludzi których wykończyła: wszystkie sąsiadki, które do niej przychodziły poumierały, ale można to zrzucić na wiek, choć każdej się przydarzała jakaś choroba. Moja mama mówi, że jak jeszcze u nich babcia mieszkała to chodziła po nocach w których była pełnia księżyca i obserwuje ludzi jak śpią stojąc przy łóżku. Mi też tak kiedyś zrobiła kiedy nocowałam u niej. W jej domu jest taka atmosfera, że jak raz na jej polecenie pojechałam do niej do domu podlać kwiatka doniczkowego to po zapadnięciu zmroku zaczęłam odczuwać paniczny lęk i uciekłam stamtąd. Ostatnio kiedy tam byłam z koleżanką słyszałyśmy pukanie, a koleżanka stwierdziła, że ma dziwne uczucie, iż ktoś z nami jest w mieszkaniu. Potem bałyśmy się iść do łazienki nawet, choć stare baby jesteśmy - taki lęk nas ogarnął. Ja podejrzewam, że przylgnął do mojej babki jakiś demon po tym wylewie. Jej własny syn powiedział o niej, że od tamtej pory to już nie jest jego matka, bo po wylewie zupełnie zmienił się jej charakter, wygląd, wielu rzeczy uczyła się na nowo (choć to ostatnie może być wina wylewu moim zdaniem, wbrew temu co twierdzi pani Edyta), bazuje na wpojonych wspomnieniach. Raz zwymiotowała żółcią na ścianę - od sufitu na podłogę. To niemożliwe, że ktoś może zwymiotować pod takim ciśnieniem w dodatku mając 150cm wzrostu - nie mogliśmy się nadziwić z moim ojcem (aż się przypomina scena z filmu "Egzorcysta" 😓). Zauważyłam, że mój 5-letni syn po wizycie u niej zawsze zachowuje się przez kilka dni bardzo niegrzecznie. Kiedyś dostałam krzyż Ankh i go nosiłam, a babcia zawsze kazała mi go zdjąć i gapiła się na niego jak zahipnotyzowana. Kiedyś podburzała mojego tatę przeciw nam to moja mama zrobiła krzyż z kości wieprzowych i podpuściła mnie żebym jej pod łóżko wrzuciła i pokropiła dom wodą święconą - wtedy się faktycznie odczepiła od mojej mamy. Raz dostając czerwone róże od ojca i wpadła w furię - nienawidziła takich ścinanych kwiatów. Kiedyś znowu musieliśmy jej opiekunkę znaleźć, ale każda wynajęta opiekunka szybko zrezygnowała, dwie wręcz uciekły bez słowa. Te dwie to były panie z Ukrainy - jedna ze stresu wypiła cały barek alkoholu. Miała razem 10 opiekunek - żadna nie wytrzymała. Najbardziej cierpliwą opiekunką była jej przyjaciółka z dawnych lat, która mieszkała u niej na zimy, ale zawsze po takim pobycie serce ją bolało, miewała problemy z ciśnieniem i musiała odchorować, więc już od lat nie przyjeżdża do niej. Teraz kiedy babcia jest w domu opieki to w półtora roku miała w dwu osobowym pokoju już 3 współlokatorki. każda zmarła, a ta która jest obecnie dostała ostrej demencji. Niby normalne w tym wiek, ale ja znam moją bakę i wiem, że to nie przypadek - inna kobieta z demencją stanęła kiedyś nad moją babką i zaczęła się kiwać powtarzając: "siedem, siedem, siedem...".  Była epicentrum zła w mojej rodzinie - wszystko co złego się działo można z nią powiązać. Mój wujek (jej drugi syn) zerwał z nią kontakt i żyło się jego rodzinie bez takich ekscesów, ale gdy ponownie ich relacje odżyły to i choroby się pojawiły w jego rodzinie - sam wujek zmarł w 2021 roku na raka (mniej więcej w tym samym okresie co ta druga babcia), jego żona dostała serii mikroudarów, a ich córka zaczęła mieć problemy z sercem. I to wszystko po tym jak znowu nawiązali relację z nią. Jak miała w domu opieki załamania chorobowe to dziwnym zbiegiem okoliczności właśnie umierały jej współlokatorki, a ona nagle zdrowiała. Mam sposób jak sobie z nią "radzić" - kiedy jeździmy ją odwiedzić z ojcem to ja ją staram się jak najbardziej zagadać, nie dopuścić do słowa. Jest jeszcze coś - zauważyłam, że ona zawsze patrzy w lewe oko swojego rozmówcy. stąd ja rozmawiając z nią już podświadomie patrzę jej w prawe plotąc co tylko ślina na język przyniesie, by tylko nie dopuścić jej do słowa. Wtedy z ojcem wychodzimy od niej nie czując się tak źle, czując się wręcz normalnie. Myślę, że ta pewność siebie w głosie pozwala mi ją tak "pokonać" - moja mama współczuła, chciała jej pomagać i tak jej słuchała, wykonywała posłusznie polecenia i... przypłaciła to depresją.

Zasięgnęłam rady ekspertów w takich sprawach - jasnowidzów i tarocistów. Według ich odczytów zgodnie twierdzą, że została na mnie rzucona klątwa przez kobietę...



niedziela, 24 grudnia 2023

Duch gospodarza, czy demon?



 

Dziś mam historię pani Lucyny. Jej imię, jak inne imiona w historii jak zwykle zmieniłem. Czytając to co pani Lucyna mi napisała przypomina mi się rozdział z książki Michała Stonawskiego "Paranormalne" o nawiedzonym hospicjum. Jak się okazuje nawiedzonym zarówno przez dobrego ducha syna byłej właścicielki budynku jak i coś znacznie gorszego. Czy tak było i w przypadku domu w którym mieszkała pani Lucyna? Zapraszam do czytania 😌.

To było około 15 lat temu. Miałam wtedy 20lat. Weszłam w związek z chłopakiem, można powiedzieć, że z trochę patologicznej rodziny no ale... Zaczęliśmy razem mieszkać u niego w domu. Mieszkała tam jeszcze jego mama, ojczym i brat przyrodni. Reszta jego rodzeństwa w więzieniu. Mój chłopak często opowiadał mi że w jego domu straszy, że on kiedyś wywołał diabła, że widział go ale ja mu w to nie wierzyłam. Stwierdziłam że pewnie się naćpał bo miał do tego skłonności i nie zwracałam uwagi na jego historyjki o tym że ten dom jest nawiedzony aż do czasu. Zaczęłam zauważać rzeczy które wzbudzały moje podejrzenia. Spadające obrazy ze ściany z wielką mocą, przewracając się krzesła, rzeczy które potrafiły turlać się pod górkę, klapanie szafek z całych sił, wszystkich na raz. Wiem... Brzmi nieprawdopodobnie, jak z filmu, ale tak było. Dom jest parterowy z sutereną. Okna od pokoju były trochę wyżej niż w normalnym domu. Któregoś wieczoru miał przyjść do nas kolega. Czasami zdarzało się tak, że pierwsze podchodził pod okno, z racji, że był bardzo wysoki to czubkiem głowy mógł dosięgnąć tego okna. Spokojnie leżymy, nagle słyszę, że ktoś idzie, przeciera się przez tuje i choinki. Było już ciemno. Przez otwarte okno zobaczyliśmy czubek głowy wiec podeszłam żeby poinformować żeby poszedł od strony podwórka i wszedł do środka. Okazało się że nie ma nikogo za oknem i nawet nie było słychać że odchodzi. Zadzwoniłam do niego gdzie on poszedł a on poinformował mnie ze będzie za 10 minut bo ma jeszcze kawałek drogi do nas.... To nie był on. To było COŚ. Wracałam z Lublina, było już po 23. Okazało się że drzwi do domu są zamknięte. Zaczęłam dzwonić dzwonkiem i pukać patrząc się w stronę wejścia na działkę. Widzę że w bramce stał facet, szeroko rozstawione ręce, byłam pewna że to ojczym mojego chłopaka. Cały czas się na niego patrzyłam z myślą że musi być zdrowo napity skoro tak stoi jakby próbował łapać równowagę. Nagle otworzyły się drzwi do domu, drzwi otworzył mi właśnie ojczym, szybko spojrzałam w bramkę. Nikogo już nie było... Kolejne... Był u nas znajomy. Siedzieliśmy do późnych godzin. Ja nie piłam, nie ćpałam. Że mną wszystko było ok tylko mój chłopak miał skłonności i niektórzy jego kumple. Nie wiem czy oni wtedy coś pili, nie pamiętam. Tak czy siak ten kolega poszedł sobie. Później długo nie przychodził. Mówi że on już do nas nie będzie przychodził bo miał dziwne zwidy jak opuszczał posesję. Mówi że był pewnie ze do bramki odprowadził go jego wujek. Czyli prawdziwy ojciec mojego chłopaka który nie żył już z 15 lat. Tak, jego ojciec nie żył. Zginął w wypadku samochodowym w którym stracił oko. Był ogólnie zmasakrowany. Oka nie udało się odnaleźć przy składaniu zwłok i pochowali go bez niego. Mój ex lubił wszystkim opowiadać co tam się dzieje, ja milczałam bo bałam się nawet o tym mówić ale zaczynało to bardzo interesować naszych znajomych bo jemu nikt nie wierzył ale ja raczej byłam przez nich postrzegana jako osoba która nie kłamie. Jeden z nich tak się tym zafascynowany że stwierdził, że zacznie do nas przychodzić bo chce coś zobaczyć. Nie musiał długo czekać. Już w pierwszych odwiedzinach dostał kawałkiem doniczki. Doniczka od kwiatka pękła i z wielką mocą odpryśnięty kawałek przeleciał przez cały pokój z wielką mocą prosto w niego. Pokój miał co najmniej 6m długości. Wtedy też robiłam zdjęcia. Zrobiłam jemu. Nie wiem czy my paliliśmy wtedy papierosy, nie pamiętam ale idealnie za nim, jak z dymu papierosowego ułożyła się postać. Była bardzo wyraźna i nie miała oka, ale miała jakby rogi, nie wiem co to było. Pokazałam to mamie i ojczymowi mojego ex, usłyszałam odpowiedź, "To Rafał". Następne... Czekaliśmy na znajomego. Był wieczór. Znajomy spóźniał się. Zerkałam na telefon z niecierpliwością gdzie on jest. W domu byli wszyscy. W kuchni zawsze paliło się światło bo mieszkał tam gołąb w klatce który miał złamane skrzydło. Tak czy siak cały dom ludzi, godzina około 20. Wszędzie światła zapalone. W końcu wkurzyłam się i dzwonię do kolegi i pytam się gdzie on jest a on mi odpowiada, że był ale nie ma nikogo w domu. Wszędzie pogaszone światła, pukał, dzwonił dzwonkiem, ale nikt nie otworzył więc poszedł. Za chwilę przez telefon mówi mi: "No już widzę, świeci się światło. Ok zaraz będę". Mnie dopadła tam depresja, ja już nie dawałam sobie rady. Bałam się, czułam się uwięziona. Czułam się okropnie, już nie wiedziałam co się dzieje. I wie Pan co zrobiłam? Ja targnęłam się na swoje życie. Chciałam się zabić i robiłam to z takim uśmiechem na twarzy, z taką ulga odchodziłam. Odratowali mnie, w porę mnie znaleźli. Nie wiem skąd wtedy to nasilenie depresji u mnie. Minęło jeszcze kilka miesięcy. Rozstałam się z tym chłopakiem. Z więzienia wyszedł jego brat. Mieszkał tam z nimi około roku jak w wieczór wigilijny wstał od stołu żeby dosypać do pieca który był w suterenie. Tam właśnie się powiesił... Wstał od stołu pełen dobrego humoru, nic nie wskazywało na to że to zrobi. Dom ten został sprzedany po śmierci Marcina. Nie wiem ile jeszcze tam mieszkali. Może 2 lata. Nie wiem co za wariat to kupił, czy ktoś tam mieszka. Podobno zanim oni kupili ten dom ktoś się również w nim powiesił ale tego nie wiem na 100%. Była to opowieść ludzi miejscowych. Nie wiem kto tam straszy czy to faktycznie duch ich ojca, czy coś innego złego.

                                        

sobota, 9 grudnia 2023

Dom w Głogoczowie

Jakoś w połowie września wybrałem się z bratem i kuzynką do osławionego domu w Głogoczowie.
Ponoć w tym miejscu mąż znęcający się nad żoną doprowadził do jej śmierci, ale jakoś treściwszych wzmianek o tym czy faktycznie wydarzyła się tu tragedia nigdzie nie znalazłem, więc i plotki o nawiedzeniu zdają się być jedynie plotkami.
Obiekt był trudno dostępny, gdyż musieliśmy się przedrzeć przez spore krzaki i nieużytki, ale dotarliśmy.
Niestety sesja ze spiritboxem niewiele dała, choć jakieś niby "odpowiedzi" dostawaliśmy na zadawane pytania. Czujnik fal elektromagnetycznych niestety nie mrugnął ani razu. Znaleźliśmy ślady bytności wandali, oraz entuzjastów gimbookultyzmu w postaci graffiti (cytat z piosenki Kazika 😅) i podgrzewaczy mających zapewne zastąpić gromnice do jakiejś parodii rytuału. Duchów nie znaleźliśmy za to żadnych - może było za wcześnie na badanie zjawisk paranormalnych, ale cóż - ta wyprawa to był bardziej spontaniczny wypad niż wyjazd przygotowany tak, aby w pustostanie w szczerych polach spędzić noc pełną wrześniowego chłodu 😄.











poniedziałek, 3 kwietnia 2023

Żłobek

 Ufff, dawno mnie nie było, wybaczcie 😑. Wiele się u mnie w życiu ostatnio dzieje (w tym przeprowadzka) i zupełnie nie miałem czasu pisać (nadal nie bardzo mam czas😒).


Na szczęście mam coś - nagrania i zdjęcia z wyprawy do nawiedzonego żłobka w Gliwicach! Wybrałem się tam wraz z moją kuzynką i była to wyprawa za dnia, ale po wizycie stwierdziliśmy, że kiedyś wrócimy tam nocą. Miejsce dosyć upiorne nawet w dzień, a z dachu rozciąga się widok na dosyć postapokaliptyczny obraz huty i innych zakładów. Jakby czas się tu zatrzymał w latach 70-80-ych. Z historii tego miejsca kojarzę przesłanki, iż był żłobek był przeznaczony dla pracowników huty, by mogli tam zostawiać dzieci idąc do pracy i miał być prowadzony przez zakonnice, które - jak głoszą plotki - znęcały się nad podopiecznymi doprowadzając nawet do śmierci jednego z dzieci. Dyktafon i kamerka noktowizyjna nie nagrały nic ciekawego, ale czytnik fal elektromagnetycznych dawał odczyty przy próbie kontaktu z (domniemanymi) duchami dzieci ze żłobka. Najbardziej zaskoczył jednak spiritbox - zaczął dawać sygnały na czujniku temperatur jak tylko podeszliśmy pod budynek. Zawsze to robił jedynie na cmentarzach. To tylko wzmogło wyobraźnię i dlatego powrót w to miejsce nocą to coś co musimy zrobić.

Reakcja spiritboxa 1

Reakcja spiritboxa 2














piątek, 10 lutego 2023

Opętanie, którego nie było.

Dziś będzie wpis edukacyjny. Będę wdzięczny jeśli każdy czytający dotrwa do końca 😌.

Kilka dni temu lokalne media w Nowym Tomyślu lekko zawrzały, a to z powodu filmu z interwencji policji w miejscowości Grubsko, który pojawił się w sieci. Na nagraniu kilkoro funkcjonariuszy próbuje wejść do domu w którym znajduje się agresywna młoda dziewczyna. O ile na samym nagraniu nie widać twarzy dziewczyny to i tak funkcjonariusz, który udostępnił je publicznie powinien ponieść konsekwencje z tego tytułu, bo nie miał do tego prawa, a internauci poruszeni nagraniem zrobili swoje i internet szybko poznał tożsamość dziewczyny (już nawiasem skomentuje tekst jednego z funkcjonariuszy z tego nagrania: "Ja zarabiam tylko 5000zł" 😂😂😂 - nikt cię nie zmuszał do pracy w policji, sam wybrałeś ścieżkę kariery). Czemu piszę o tym na blogu o zjawiskach paranormalnych? Bo wraz z wypłynięciem nagrania z marszu pojawiły się komentarze i plotki, że dziewczyna wraz z innymi osobami bawiła się sławetną tabliczką Ouija, a na miejscu był nawet egzorcysta. Nikt z komentujących jednak nie przedstawił dowodu potwierdzających wizyty jakiegokolwiek duchownego w tym miejscu, a także posiadania przez dziewczynę nawet prowizorycznie zrobionej tabliczki Ouija. W dodatku nawet polskie youtubowe kanały o tematyce dotyczącej zjawisk paranormalnych umieszczały nagranie w sieci - nawet kanał "Strasznie Ciekawe" mający prawie 600 tys. subskrypcji. Cóż, jak to się mówi: "Mleko się rozlało" i ciężko będzie uniknąć internetowego linczu jaki może spotkać dziewczynę i nie mówię tu by całkowicie wybielić ją z jakichkolwiek zarzutów jakie stawiają jej internauci, ale by uzmysłowić tym internetowym pseudoekspertom, że czasem warto się ugryźć w język zanim się coś napisze. Dlaczego tak sądzę? Z jednego powodu: dziewczynę policja przewiozła do szpitala na badania, ale została wypisana, gdyż nie stwierdzono w jej krwi ani alkoholu, ani narkotyków - i tu jedyna rzecz, która jest dla mnie w tej sprawie dziwna: jeśli dziewczyna doznała załamania nerwowego wskutek schorzeń typu depresja, czy borderline, lub afektywność dwubiegunowa to czemu nie zostawiono jej na obserwacji? Nie wiem, może lekarska rutyna była powodem olania sprawy? Może dla dobra dziewczyny takowa informacja została zatajona? Można gdybać. Oburzeni internauci jednak nie dawali za wygraną i to tym bardziej, że do internetowej dyskusji włączyła się sama "bohaterka" tej historii.


I tutaj dochodzimy do momentu historii, który szczerze mówiąc podniósł mi ciśnienie, ale po kolei.

 Można wnioskować śmiało, że dziewczyna jest z patologicznej rodziny, bo ku temu są spore przesłanki w postaci screenów z FB i mini śledztwa na temat rodzin dziewczyny i konkubenta, które przeprowadziła moja informatorka. W dodatku na drugim nagraniu udostępnionym w sieci konkubent dziewczyny nazywa ją w bardzo wulgarny sposób, a sam chłopak ma wpisane w rubryce facebookowej dotyczącej pracy "szlachta baluje, a nie pracuje". Abstrahując od tego wszystkiego zachowanie internautów przedstawione na screenie pokazuje ludzką niewiedzę o czymś takim jak choroby psychiczne, a nawet depresja oraz na temat skutków i przebiegu takich chorób.

Czy ktoś podczas załamania nerwowego i ataku paniki może się tak zachowywać? Owszem może.

Czy ktoś chory po takim napadzie szału może na drugi dzień funkcjonować zupełnie normalnie? Owszem może.

I niezależnie od tego z jakiej rodziny pochodzi dziewczyna to popularyzowanie takich prostackich opinii internetowych pseudoekspertów psychiatrii i psychologii jest niesamowicie szkodliwe. Oczywiście nie wykluczam, że zasłanianie się taką chorobą przez bohaterkę nie musi być prawdą, bo może być to jej na rękę w sytuacji kiedy jest matką dwójki dzieci i nie chce by opieka społeczna jej je odebrała - zawsze osoba chora może liczyć na większą pomoc niż zdrowa po odstawieniu takich akcji jak ta. Popatrzcie na screena poniżej:


Jeśli dziewczyna faktycznie jest chora - a, że tak nie jest żaden z tych internautów udowodnić nie potrafi - to zrównywanie agresji chorego człowieka do agresji pospolitego przestępcy i podciąganie jej pod taki sam wymiar kary to zwykła ludzka podłość i głupota. Jeśli ktoś jeszcze nie rozumie o co mi chodzi to już tłumaczę w skrócie: nie bronię dziewczyny, ale chce naświetlić ogólnospołeczny problem niezrozumienia chorób psychicznych, bagatelizowania tematu depresji i ogólnej niewiedzy społeczeństwa na te tematy. To co ci ludzie piszą w odpowiedzi do bohaterki tej afery pokazuje jak nie mają pojęcia o temacie takich chorób i utwierdzają innych w przekonaniu, że takie zjawiska jak choroby psychiczne trzeba radykalnie zwalczać, a nie leczyć. I jak ludzie z problemami psychicznymi mają szukać u kogokolwiek pomocy skoro społeczeństwo z góry uznaje ich za śmieci i przestępców, albo zupełnie neguje istnienie doskwierających im problemów? 

Z własnego doświadczenia powiem wam, że zrozumieć takich ludzi to niesamowicie ciężka sprawa. Sam jako osoba zmagająca się z depresją, która ma/miała bliskich zmagających się z poważniejszymi problemami nie jestem w stanie dostatecznie dobrze opisać zdrowym ludziom tego jakie ta choroba sieje spustoszenie w ludzkiej głowie i żeby to zrozumieć nie widzę innego wyjścia jak samemu zostać nią dotknięty - czego oczywiście nikomu nie życzę, nawet tym pseudoekspertom piszącym takie komentarze.

Przepraszam za tak nietypowy post na blogu o zjawiskach paranormalnych, ale jeśli choć kilka osób czytając to zmieni zdanie na temat "chorób duszy" to i tak będzie sukces, a każde miejsce w internecie jest dobre na rozmowę o problemach trapiących nasze społeczeństwo, a takim bez wątpienia jest brak zrozumienia dla depresji i innych chorób psychicznych.

środa, 8 lutego 2023

Bruk, czy nagrobek?

 W dzisiejszym wpisie skupię się nie tylko na historii o duchach, ale na dosyć nieznanym społeczeństwu procederze, a mianowicie na używaniu starych nagrobków... jako materiału budowlanego 😕.

Zanim przejdę do historii pani Kamili (imię celowo zmienione - jak zwykle z resztą 😊) to przytoczę kilka przykładów z artykułów umieszczonych na serwisach internetowych. Jako, że żyjemy w dosyć konserwatywnym społeczeństwie i dla wielu ludzi (szczególnie starszych) rzeczą nie do pomyślenia i wręcz niemoralną jest używanie płyty nagrobnej do czegokolwiek innego niż upamiętnienia zmarłych bliskich temat wydaje się być zbytnio nie nagłaśniany przez samych przedsiębiorców trudniących się budowlanką, by uniknąć ostracyzmu społecznego, ale jak to z mediami bywa kontrowersja jest mocno poczytna i co jakiś czas na taki, czy podobny temat można trafić w sieci. Dodam jeszcze, że artykuły na temat całego procederu podesłała mi moja "informatorka" (która bardzo sprawnie robi reaserch w praktycznie każdej dziedzinie 😄) za co jestem jej serdecznie wdzięczny. I właśnie tak paranormalna historia pani Kamili dotycząca przedszkola w Szczecinie zostanie wzbogacona przeze mnie artykułami opisującymi jak to w tym mieście używano nagrobków jako budulca. Na koniec mam jeszcze małą informację dla moich czytelników, ale najpierw zapraszam do czytania 😀.

 Oto pierwszy z artykułów (napisany przez Onet): Link.

Tu artykuł TVN24:Link

Następne artykuł z portalu Naszemiasto.pl, który opisuje takowy temat: Link, link.

Tu galeria zdjęć pani Karoliny Freino: Link.

Tutaj coś jeszcze ciekawszego - profil pana Łukasza, który zajmuje się ratowaniem takich reliktów, by nie spotkał ich podobny los: Link.

A tu historia pani Kamili, którą udostępniała w internecie:

"Pracuję w przedszkolu, w którym straszy od wielu lat. Murek, który znajduje się w pobliżu budynku jest zrobiony z kawałków płyt nagrobnych starego, zlikwidowanego cmentarza (jak się przyjrzeć, to widać na tych fragmentach daty i kawałki nazwisk), więc może tu jest przyczyna. Może też być gdzie indziej. Ponoć dawno temu na terenie przedszkola jakaś kobieta (pracownik) powiesiła się. Ale nikt nie chce o tym rozmawiać. W każdym razie dzieje się dużo dziwnych rzeczy. W ciągu dnia, gdy są dzieci i ogólny gwar to nic nie budzi podejrzeń. Ale gdy w przedszkolu robi się pusto i cicho, wtedy coś się uaktywnia. Słychać jakby ktoś biegał po górnym holu w tę i z powrotem. Trzaskają drzwi. Słychać jakby rozmawiały jakieś kobiety. Wielokrotnie byłam świadkiem różnych dziwnych zdarzeń. Raz na moich oczach ktoś gwałtownie otworzył drzwi od szatni personelu. Stałam naprzeciw i dosłownie widziałam gwałtowny ruch, aż klucze w drzwiach się kołysały. To coś staje się bardziej aktywne wiosną i późną jesienią. Ostatnio przyszła do nas nowa pracownica, która nic nie wiedziała o psotnym duchu. Była sama w zmywalni i usłyszała za plecami kroki. Ktoś jakby wszedł do pomieszczenia i spytał "jesteś?" damskim głosem. Odpowiedziała więc "tak, jestem" i odwróciła się, a tam nikogo nie było. Przyszła przerażona do mnie i zaczęła mi opowiadać, bo myślała, że ktoś sobie z niej zażartował. Ogólnie nikt nie chce zostawać w przedszkolu sam i wychodzić ostatni. Żadna z nas nie odważyłaby się tam wejść po zmroku, albo przenocować."

I dalsza część, którą wysłała mi messengerem:

"Tak, dodam jeszcze, że kiedyś byłam w sobotę w przedszkolu, bo musiałam wziąć dokumenty. Poszedł ze mną mąż. W pewnym momencie zostawiłam go samego w jednej z sal i poszłam do pomieszczenia kuchennego. Jak wróciłam to spytał mnie z kim rozmawiałam. On słyszał rozmowę dwóch kobiet i był przekonany, że to ja z kimś rozmawiałam. Ja nic nie słyszałam. On jest typowym sceptykiem, a jednak usłyszał.

Ta kobieta która się powiesiła była albo woźną albo księgową. Przedszkole powstało w 1980 roku. Wcześniej na miejscu budynku były działki. Murek był tam nieco wcześniej, zlikwidowano pobliski cmentarz niemiecki i zmieniono go w park. Co do tej kobiety to pracownicy, którzy znali sprawę odeszli już na emerytury. Ostatnia osoba, z którą rozmawiałam o tym odeszła na emeryturę w zeszłym roku. Nie chciała mówić co dokładnie się wydarzyło i dlaczego. Opowiedziała mi jeszcze o takim zdarzeniu, że raz, późnym wieczorem włączył się alarm i przyjechała ochrona. Drzwi przedszkola otworzyła im kobieta i powiedziała, że wszystko w porządku, że przyjechała bo musi coś porobić i niechcący włączyła alarm. Ochrona pojechała. Kilka dni później pan z ochrony rozmawiał z jedną z woźnych i opowiedział o sytuacji i było wielkie zdziwienie, bo nikt z pracowników nie przyznał się, że był wtedy w placówce. Opis kobiety natomiast pasował do tej zmarłej".

Co do informacji końcowej o której wspominałem - nawiązałem współpracę z dwójką nowych znajomych: Dawidem i Agnieszką, którzy zajmują się urbexem i zjawiskami paranormalnymi, więc w końcu moje wyjazdy w teren dojdą do skutku 😁. Oczekujcie relacji z naszych wypraw na moim blogu, a tu łapcie link do kanału Youtube prowadzonego przez Dawida, gdzie wideorelacje też się pojawią:



niedziela, 29 stycznia 2023

Droga przez las.

 Bardzo ciekawą historię opowiedział mi pan Kamil(imię celowo zmienione). Historia dotyczy jego rodzinnej miejscowości pod samymi Kielcami. Podał nawet dokładną lokalizację z pinezką na mapach Google 😀. Myślę, że jak wybiorę się do brata do Kielc to będziemy mieli co zwiedzać! Pan Kamil nawet obiecał zaprowadzić mnie dokładnie na leśną drogę, gdy tylko tam pojadę, a nawet zaprowadzi mnie do 92-letniego sąsiada, który też był świadkiem dziwnych zdarzeń na ów leśnej drodze, więc i dowiem się sporo na temat mieszkańców tej wsi i ich doświadczeń związanych z tamtym miejscem. Szykuje się więc owocna wyprawa, ale nie mówię jeszcze "hop", bo się skończy jak wyjazd do nawiedzonego domu w Miechowie 😂. Przejdźmy jednak do historii pana Kamila, który umieścił ją na jednym z facebookowych fanpejdży:

"Dodam od siebie taką sytuację. Z mojej wioski na drugą wieś na skróty prowadzi taka leśna droga, obecnie zniszczona przez masowe wycinki. Na drugim zakręcie zawsze stal krzyż, starsi pamiętający wojnę mówili, że zginął tam Ruski (Rosyjski żołnierz). Siedział na czołgu podczas jazdy i wpadł pod gąsienicę. Został tam zakopany.

Pierwsza sytuacja, którą opowiada mój 92 letni sąsiad: było to zaraz po wojnie i wracał z drugiej zamiany. Dochodząc do tego miejsca zobaczył parę, spojrzał się w bok a obok niego idzie piękny biały koń (była to letnia noc, pełnia księżyca). Mówił, że włosy mu się zjeżyły na głowie. Zdjął czapkę, schował pod pachę i się przeżegnał. Wtedy koń zniknął.

Drugi raz jechał wozem na 3 zmianę, dojeżdża do tego miejsca a tu słyszy jakieś głosy i jakby ktoś drzewo ciął. Koń się zatrzymał, stanął na 2 nogach i dalej nie poszedł, na nic szarpania itp. Dopiero jak zaczął się modlić to dźwięki ustały i koń poszedł dalej.

Znajomy też opowiadał, że wracał z kawalerki i w tamtym miejscu jakiś facet zapytał go czy nie ma czym podpalić papierosa. Rozejrzał się za zapałkami po kurtce i nagle ten gość zniknął. 

Sąsiadka opowiadała, że szła tamtędy nocą i zobaczyła jak koło tego krzyża klęczy kobieta w sukni ślubnej. Podeszła do niej zaniepokojona i chciała zapytać co Pani tu robi ale gdy się zbliżyła to postać zniknęła.

Opowiem wam swoje przeżycia z tym miejscem. 

1. Pojechaliśmy z kolegą motorami do lasu na przejażdżkę i dokładnie w tamtym miejscu zobaczyliśmy faceta idącego w naszą stronę, trzymał kij w ręku a obok niego szedł pies, który zaczął biec w naszą stronę. Uciekliśmy, poczekaliśmy chwilę na początku lasu ale oni nie wychodzili z lasu. Ponownie siedliśmy na motory i znów udaliśmy się w to miejsce, przejechaliśmy całą drogę i nie było po nich śladu. 

2. Pojechaliśmy z kolegami do lasu, było nas blisko 10 osób i stanęliśmy w tamtym miejscu. Gadamy, gadamy nagle słychać trzask pękających gałęzi, wszyscy odpalają motory i uciekają przerażeni. Powiedzieli, że idzie tu jakaś stara baba w porwanych ciuchach. Jak oni zaczęli uciekać w popłochu to i ja się wystraszyłem (mimo, że nikogo nie widziałem), wtedy motor nie chciał mi odpalić a trzask gałęzi słyszałem coraz bliżej siebie, odpaliłem motor na popych i także uciekłem. Ponoć z relacji kolegów ta kobieta wyglądała jakby ją spod ziemi wyciągnęli."

Zamieszczam zdjęcie leśnej drogi na tle motoru pana Kamila 😊.

P.S.

Byłbym zapomniał -w dodatku od pana Kamila dostałem również dokładną lokalizację, wręcz adres nawiedzonego domu w Piekoszowie także pod Kielcami!


poniedziałek, 23 stycznia 2023

Mapa nawiedzonych miejsc w województwie Świętokrzyskim.

 Mapa nawiedzonych miejsc w województwie Świętokrzyskim gotowa 😁.

Bądźcie wyrozumiali, bo jest naprawdę uboga w porównaniu do mapy Małopolski, gdyż nawet głębszy reaserch niewiele dał. Wiele z tych miejsc jest bardziej owiana zaledwie ludowymi legendami, niż doniesieniami żyjących obecnie miejscowych, ale cóż... więcej nie znalazłem 😅. Może z następnym województwem pójdzie lepiej 😊.


niedziela, 22 stycznia 2023

Szpital Zofiówka.

 Temat wydawałoby się oklepany już przez polskich youtuberów od zjawisk paranormalnych i ekip urbexowych, ale zdecydowałem się o nim napisać z tego względu, że trafiło do mnie krótkie nagranie od pani Joli (imię celowo zmienione), która do youtubowego światka nie należy. Zanim jednak do niego przejdziemy to po krótce przybliżę historię miejsca tym którzy o nim nie słyszeli:

Zbudowany w 1907 roku w Otwocku Zakład dla Nerwowo i Psychicznie Chorych Żydów powstał dzięki sprzedaży biżuterii Zofii Edelmanowej, stąd nazwa Zofiówka. W czasie likwidacji getta w Otwocku w 19 sierpnia 1942 roku Niemcy zamordowali tam 110-140 ludzi wliczając pacjentów nie wywiezionych do obozów i część personelu, która nie zdołała uciec. Kilku lekarzy popełniło samobójstwa, by nie wpaść w ręce Niemców.

Historia placówki i taka liczba ofiar wręcz rozbudza wyobraźnię miłośników historii o duchach, ale i okazałość gmachu ściąga zwykłych ciekawskich - takich właśnie jak pani Jola.

Pani Joli udało się uchwycić przerażający krzyk kobiety na nagraniu telefonem (5 sekunda nagrania) mimo, że w czasie kręcenia nie słyszała takiego dźwięku, była też świadkiem czegoś jeszcze, ale niestety nie uchwyciła tego w filmie. Oto jak pani Jola zrelacjonowała mi swoją wizytę w Zofiówce:

"Nie kojarzę, żeby ktoś tak krzyczał wtedy. Było trochę gimnazjalistów, ale ci głównie rozmawiali i śmiali się. A ten krzyk, mam wrażenie, jest rozdzierający. Mam duży szacunek do tego miejsca. Pacjenci z Zofiówki są pochowani na starym cmentarzu żydowskim. Tam też podobno odnotowuje się zjawiska, choć ja tam niczego nie zauważyłam. Jeszcze miałam jedną sytuację w piwnicy, ale niestety nie mam nagrania. Zeszłyśmy na dół, bez zamiaru chodzenia po podziemnych tunelach. Są tam 2 wejścia. Chciałam zrobić zdjęcie jednego z wejść do tuneli. Najpierw zaświeciłam latarką we wnętrzu jednego tunelu, żeby sprawdzić czy nikogo tam nie ma, bo było tam kompletnie ciemno. Poprosiłam, żeby towarzysząca mi osoba oświetliła latarką drugie wejście, żebym mogła zrobić zdjęcie. Ustawiam ostrość i słyszę w drugim tunelu kroki, jakby podbitych czymś twardym od spodu butów i przesuwanie cegły/kawałka betonu po podłodze. Oczywiście uciekłyśmy".

Czyżby zatem tajemniczy krzyk zarejestrowany na nagraniu należał do któregoś z tragicznie zmarłych pacjentów, lub lekarzy Zofiówki? Jestem niesamowicie ciekaw co udałoby się tam zarejestrować w nocy, skoro w dzień udało się nagrać tak wyraźne EVP.  

P.S.

Otrzymałem od pani Joli także kilka zdjęć wyżej wspomnianego cmentarza, które załączam razem z jej nagraniem.

                              Nagranie:



Zdjęcia:






niedziela, 8 stycznia 2023

Wyprawa do nawiedzonego domu i dalsze plany.

Nie mam sensownych wieści odnośnie ostatniej wyprawy w poszukiwaniu duchów, ale nie zrażajcie się, bo mam już plany na następne, które raczej wypalą😅. Przyszedł czas na opisanie wizyty w nawiedzonym domu w Miechowie... Wizyta się nie odbyła, ale na szybko zorganizowałem sobie spacer na cmentarz żydowski w moim miasteczku. a wyjazd się nie odbył gdyż samochód mający być środkiem transportowym się zepsuł. W dniu przyjazdu mojej kuzynki mieliśmy tam we 3 jechać z moim młodszym bratem, ale gdy tylko wyjechał z garażu samochodem zaczęło trząść i po kilku sekundach zaczynał gasnąć, więc nie wyjechaliśmy z osiedla. Stwierdziliśmy, że to wina mojego ojca, który tak się z nas i naszej "wyprawy" naśmiewał całe popołudnie, że tym biadoleniem rzucił urok na auto😂😂😂. Na cmentarz żydowski za to udałem się ze sprzętem pierwszy raz w nocy. Niestety dyktafon nic nie zarejestrował, spiritbox nie dał znać ani razu czujnikiem temperatur, że coś odbiera, a i czytnik fal elektromagnetycznych nic nie wskazywał, no może poza paroma prawie niewidocznymi mignięciami drugiej (na pięć) lampki na skali. Jedynym dziwnym zajściem było natychmiastowe rozładowanie się telefonu podczas nagrywania sesji mimo iż miał jeszcze 60% baterii. Po wyjściu z cmentarza żydowskiego skierowałem się wraz z kuzynką na cmentarz katolicki i tu jedynie koło grobu w którym był pogrzebany kilka dni temu nowy "lokator" (były jeszcze na nim wieńce pogrzebowe) lampki na czytniku fal elektromagnetycznych się zapaliły do maksymalnych wartości, ale to jedyny odczyt, bo nawet na grobie moich dziadków ani spiritbox, ani dyktafon nic nie zarejestrowały, a czytnik fal mignął tylko sekundę po wyłączeniu kamerki w telefonie 😂. Czyli mogę powiedzieć, że w zasadzie nie stało się nic (prócz rozładowania telefonu) co można by chociaż nazwać zbiegiem okoliczności. Następnego dnia wybrałem się z kuzynką na Wolę Justowską w Krakowie do nawiedzonego domu tylko po to by dowiedzieć się od pewnego starszego pana, że ów dom zburzono 2 lata temu - cóż, przynajmniej zweryfikowaliśmy jedną miejscówkę 😂. Wspomnę tylko, że ten dom zainteresował mnie, bo ponoć jego właściciel popełnił samobójstwo, a małżeństwo które go po nim nabyło dosyć szybko się stamtąd wyprowadziło. Powodem było samoczynne odpalenie się samochodu w garażu i przygniecenie jednego z małżonków do ściany. Później w domu otwierała się firma informatyczna i zakład jubilerski, ale też nie zagrzały tam długo miejsca. Jak głosi plotka śmiałek, który został tam na noc zasnął w jednym z pokoi, a obudził się na balkonie. Dom w Miechowie zamierzam kiedyś jeszcze odwiedzić, bo nie będę rezygnował tak szybko z moich planów, a jego historia jest także ciekawa - w 1978r. pewien mężczyzna zamordował tam 13-letniego chłopca, a jego poćwiartowane zwłoki pozakopywał w różnych miejscach na terenie posesji. Co ciekawego mimo wyroku dożywocia po wprowadzonej reformie wypuszczono go na wolność 😠.

Na szczęście mam dobre wieści: za 2 tygodnie wybieram się ze sprzętem w kierunku Kielc, gdyż mój drugi brat i jego dziewczyna tam właśnie mieszkający chcą się ze mną wybrać na zwiedzanie tamtejszych nawiedzonych miejsc. W związku z tym chcę w najbliższych dniach (może nawet już jutro) sporządzić kolejną mapę nawiedzonych miejsc, ale tym razem innego województwa - Świętokrzyskiego. Tak, że oczekujcie jej już lada dzień 😁.

A tu macie film pokazujący dom na Woli Justowskiej kiedy jeszcze nie był wyburzony 😊.

https://www.youtube.com/watch?v=bUY-ZSsAr6Q

piątek, 23 grudnia 2022

Przepowiednia Tęgoborska.

 Tęgoborze to wieś w powiecie nowosądeckim. Znajduje się tam pałac uważany przez niektórych za nawiedzony, choć obecnie jest w prywatnych rękach i zweryfikować to ciężko, bo jest niedostępny dla zwiedzających. Zapytacie jakaż to tragiczna historia kryje się za rzekomym nawiedzeniem pałacu? Zaskoczę was, ale nikt tu nikogo nie zamordował (mam nadzieję 😁), nikt nie dokonał egzekucji w czasie wojny, nikt nie zmarł z samotności pozostawiony ubogi i schorowany. Otóż pod koniec XIX w. właścicielem pałacu był hrabia Władysław Wielogłowski, którego pasją był spirytyzm. W piwnicach budynku ponoć była sala tortur, a we wnętrzu pałacu ogromne akwarium, oraz - i to nas interesuje najbardziej - specjalny pokój składający się z 8 komór, który na ścianach zdobiony był monetami i zastawiony różnymi rzeźbami. To tutaj właśnie odbywały się sensy spirytystyczne i na jednym z nich nieznane medium wypowiedziało następujące zdanie - medium przemówiło słowami bytu z którym się skontaktowało:

Trudno ludzkie ustalić losy, gdy zmienność warunków odmienia dziś to, co wczoraj trwałym było, a jutro istnieć przestaje…”

Po tych słowach nastąpiło wygłoszenie przepowiedni, którą hrabia skrupulatnie spisał i jak większość zapisków w swoich zeszytach pozostawił w swoim archiwum. Po śmierci hrabiego jego krewny odnalazł zapiski i przekazał je do Biblioteki Ossolińskich we Lwowie. Oficjalnie uznaje się, że pierwsza publikacja pojawiła się w 1939r. w Kurierze Codziennym zanim wybuchła wojna, choć według polskiego poety Czesława Miłosza, który zainteresował się przepowiednią opublikowano ją już we Lwowie w 1912r. Miłosz sugerował też czyj duch przemawiał przez medium wygłaszające ów proroctwo - jego zdaniem był to duch samego Adama Mickiewicza. Czemu? Do tego się nie dokopałem, choć może Miłosz stwierdził to po samym sposobie w jaki została wygłoszona i jak brzmiała, a była rymowanym utworem, który brzmiał rzeczywiście jakby wyszedł z pióra jakiegoś wieszcza. Oto słowa przepowiedni:

W dwa lat dziesiątki nastaną te pory,
Gdy z nieba ogień wytryśnie.
Spełnią się wtedy pieśni Wernyhory.
Świat cały krwią się zachłyśnie.

Polska powstanie ze świata pożogi,
Dwa orły padną rozbite,
Lecz długo jeszcze jej los jest złowrogi,
Marzenia ciągle niezbyte.

Gdy lat trzydzieści we łzach i rozterce
Trwać będą cierpienia ludu,
Na koniec przyjdzie jedno wielkie serce
I samo dokona cudu.

Gdy czarny orzeł znak krzyża splugawi,
Skrzydła rozłoży złowieszcze,
Dwa padną kraje, których nikt nie zbawi,
Siła przed prawem jest jeszcze.

Lecz czarny orzeł wejdzie na rozstaje;
Gdy oczy na wschód obróci,
Krzyżackie szerząc swoje obyczaje,
Z złamanym skrzydłem powróci.

Krzyż splugawiony razem z młotem padnie.
Zaborcom nic nie zostanie.
Mazurska ziemia Polsce znów przypadnie,
A w Gdańsku port nasz powstanie.

W ciężkich zmaganiach z butą Teutona
Świat morzem krwi się zrumieni.
Gdy północ wschodem będzie zagrożona
W poczwórną jedność się zmieni.

Lew na zachodzie nikczemnie zdradzony
Przez swego wyzwoleńca
Złączon z kogutem dla lewka obrony
Na tron wprowadzi młodzieńca.

Złamana siła mącicieli świata
Tym razem będzie na wieki.
Rękę wyciągnie brat do swego brata,
Wróg w kraj odejdzie daleki.

U wschodu słońca młot będzie złamany.
Pożarem step jest objęty.
Gdy orzeł z młotem zajmą cudze łany
Nad rzeką w pień jest wycięty.

Bitna Białoruś, bujne Zaporoże,
Pod polskie dążą sztandary.
Sięga nasz orzeł aż po Czarne Morze
Wracając na szlak swój prastary.

Witebsk, Odessa, Kijów i Czerkasy
To Europy bastiony,
A barbarzyńca aż po wieczne czasy
Do Azji ujdzie strwożony.

Warszawa środkiem ustali się świata,
Lecz Polski trzy są stolice.
Dalekie błota porzuci Azjata,
A smok odnowi swe lice.

Niedźwiedź upadnie po drugiej wyprawie.
Dunaj w przepychu znów tonie.
A kiedy pokój nastąpi w Warszawie,
Trzech królów napoi w nim konie.

Trzy rzeki świata dadzą trzy korony
Pomazańcowi z Krakowa,
Cztery na krańcach sojusznicze strony
Przysięgi złożą mu słowa.

Węgier z Polakiem, gdy połączą dłonie,
Trzy kraje razem z Rumunią.
Przy majestatu polskiego tronie
Wieczną połączą się unią.


A krymski Tatar, gdy dojdzie do rzeki,
Choć wiary swojej nie zmieni,
Polski potężnej uprosi opieki
I stanie się wierny tej ziemi.


Powstanie Polska od morza do morza.
Czekajcie na to pół wieku.
Chronić nas będzie zawsze Łaska Boża,
Więc cierp i módl się, człowieku.


Według interpretatorów treść przepowiedni, mówi ona między innymi o wybuchu drugiej wojny światowej, upadku Rosji i Niemiec, niemieckim pochodzie na wschód, odzyskaniu konkretnych ziem przez Polskę, a nawet o wyborze Jana Pawła II na papieża. Czy zatem to siły nadprzyrodzone są autorami tego wiersza? Jak można wyczytać, ze źródeł w tym samym czasie, gdy tekst przepowiedni pokazał się na łamach Kuriera Codziennego została wydana książka Marii Heleny Szprykówny w której także był zawarty. Czy to ona była autorką? Wziąć pod uwagę trzeba, że kobieta była prezesem Polskiego Towarzystwa Metapsychicznego i interesowała się ezoteryką, a treść przepowiedni pomimo pojawienia się jeszcze przed wybuchem II WŚ potwierdziła przyszłe wydarzenia jakie w czasie wojny miały miejsce. Czy więc można uwierzyć w wersję o pochodzeniu proroctwa od ducha przywołanego podczas seansu spirytystycznego, czy to przez Marię Szprykównę, czy przez Władysława Wielogłowskiego w pałacu w Tęgoborzy? Jeśli jednak to hrabia Wielogłowski był osobą, dzięki której świat poznał przepowiednię i biorąc pod uwagę, że to nie był jedyny seans jaki przeprowadził w pałacu to możemy śmiało założyć, iż obiekt może być faktycznie nawiedzony, bo czy podczas tych licznych seansów wszystko zawsze szło po myśli i na pewno każda zbłąkana dusza została przez uczestników tych obrzędów odesłana w zaświaty jak należy? Może w murach pałacu nadal przebywają byty, które sprowadził hrabia Władysław.




czwartek, 22 grudnia 2022

Miedziana bransoletka.

Dziś coś, co bardziej brzmi jak creepypasta, ale i tak dobrze się czyta. Wrzucone przez anonimową kobietę na jeden z fejsbukowych fanpejdżów:

"Chciałabym opowiedzieć Wam moją historię demonicznego dręczenia. Będąc racjonalistą i sceptykiem przez kilka lat odrzucałam wiarę w to, że takie rzeczy się zdarzają, a tym bardziej to, że demon może zadomowić się tuż obok mnie. Aż przyszedł przełomowy moment, gdzie około 2 miesiące temu coś zapukało mi do drzwi od kuchni w której siedziałam. Trzy razy głośno zastukało. Myślałam, że to moja córa. Powiedziałam proszę.  Nikt nie wszedł. Wstałam. Otwarłam drzwi a tam nikogo. To pukanie słyszałam często przez kilka lat. I nie raz poderwałam się otworzyć drzwi, za którymi nikogo nie było. Często słyszałam "mamo" i śmiech dziecka, kiedy to dziecko było poza domem. Wielokrotnie stukało coś w komodzie, ginęły rzeczy bezpowrotnie, bądź odnajdywały się irracjonalnych miejscach. Pękały szyby w obrazach, zabawki same się włączały pomimo braku baterii. Zaczęło się to ok. 5 lat temu od dziwnego drapania w panelach sufitowych, jakby ktoś drapał po nich ostrymi pazurami. Drapanie to zaczynało się jak tylko położyłam głowę na poduszce. Wtedy też do mojej sypialni wróciła kilkuletnia córka, która nagle zaczęła się bać kogoś kto stał w przedpokoju i na nią patrzył. Spałyśmy we dwie, a raczej próbowałyśmy spać, ponieważ to drapanie uniemożliwiało nam spokojnie się wyspaćBędąc racjonalistą, szukając logicznej przyczyny tego drapania, zgłosiłam administracji, aby sprawdzili kanały wentylacyjne. Sprawdzili, czysto, żadnych myszy, szczurów, ptaków. Byłam u sąsiadki, gdzie razem przesuwałyśmy meble i nic. Wtedy też po raz pierwszy ogarniał mnie paniczny strach. Spałyśmy przy lampce. Nawet w dzień sama bałam się być w domu. W drzwiach sypialni miałam wrażenie, że ktoś stoi i patrzy. A ja wcześniej nigdy się nie bałam. To był mój dom, mój azyl, moja ostoja. A nagle wpadałam w panikę, gdy pomyślałam tylko o zbliżającym się wieczorze i tym drapaniu. Raz gdy moja córa wróciła już do swojego pokoju znów przyszła do mojej sypialni z płaczem. Stała nade mną w białej koszuli, z włoskami na twarzy. Odprowadziłam ją do łóżka, usiadłam i zaczęłam uspokajać, żeby nie płakała. I kiedy na nią spojrzałam ona się obudziła i zapytała, dlaczego ją budzę i uspokajam, jak ona śpi. Nie była w białej koszuli, tylko piżamce.  Co pomyślałam? Kto u mnie był w takim razie? Później zrzuciłam to na karb zmęczenia i złego snu. Poszłam do kościoła, wzięłam święconą wodę, wysmarowałam wszystkie progi mieszkania. Wówczas drapanie ustało.  Nagle, jak nagle się pojawiło. Nawet przestałam bać się być sama w domu. Poznałam swojego obecnego partnera. Był spokój ok 2 lat. I po pewnym czasie znów to coś wróciło, inaczej. Z partnerem słyszeliśmy śmiech dziecka za drzwiami. Żarówki same zmieniały kolor, coś jakby stukało pieśnią w ścianę. Starszy przybrany syn ciągle powtarzał, że ten dom jest nawiedzony, bo ciągle go straszy, coś mu przemyka na przedpokoju. Moja córka przestała sypiać w nocy. Co noc musiałam do niej chodzić i kłaść się koło niej. Młodsza przybrana nie spała bo swędziało ją ciało. Widziała światełka "biegające" po ścianie i suficie. Ja za to biegałam z jednego pokoju do drugiego aby je uspokajać. Były noce, że ja spałam z jednym dzieckiem, partner z drugim.  Moja córka i mój partner, którzy szykując coś razem w kuchni usłyszeli jednocześnie jakieś sapanie do ich ucha. Coraz więcej pojawiało się tych dziwnych sytuacji, a ja przestałam bać się ciemności, tego, że rzeczy znikają, i pojawiają się w dziwnych miejscach, nie bałam się już pukania, otartych drzwi, które zamknęłam. Bałam się o Bliskich. W ciągu półtorej roku nagle pochowałam siostrę, tatę i mojego chrzestnego . Moja mama dowiedziała się, że ma ten sam nowotwór co mój chrzestny, córka okaz zdrowia zaczęła chorować.  W ciągu 2 lat umarło jeszcze 5 bliskich mi osób z rodziny poza siostrą, tatą i chrzestnym. Zaczęłam śnić, że utopiły się moje dwie córki . Ta rodzona, która często śni mi się, że tonie. I teraz ta przybrana. Woda porwała mi obie . I bałam się gdy słyszałam "mamo" jak woła mnie któraś z córek, a ich nie ma, albo już śpią.  Będąc sceptykiem i realistką, przeanalizowałam nawet ryzyko początku choroby psychicznej. Ale to co ja słyszałam i widziałam, słyszały i moje dzieci i mój partner. Gdy znów usłyszałam znikąd "mamo" w akcie desperacji wstawiłam swoją historię na jednej z takich stron. Odezwali się do mnie "medium". Miałam tylko zrobić przelew i będę oczyszczona... Z racji mojego sceptycyzmu, i tego, że nie wierzę w "uzdrowicieli", którzy oferują swoją pomoc za pieniądze, od razu chciałam usunąć swój post. Aż nagle ktoś napisał "Pomogę. Odezwij się do mnie". Usunęłam post i odezwałam się do tej osoby. Nie wiem dlaczego, ale coś kazało mi zaufać temu człowiekowi. Był to duchowny, który nie chciał ode mnie niczego, żadnych pieniędzy.  Był to ktoś, kto wykazał się ogromną cierpliwością w stosunku do mojej osoby, do tego, że podważam istnienie demonów i tego, że któryś z nich mnie nęka. Bo wierząc w Boga, nie wierzyłam w to, żeby demon mógł sięgnąć człowieka. Pomimo tego, co się działo, i tego, że nie można było znaleźć na to racjonalnego czy medycznego wytłumaczenia wciąż to wypierałam.  Nie ufając duchownym, temu uwierzyłam. Szukając przyczyn dręczenia demonicznego, przypomniałam sobie, że jako młoda dziewczyna chodziłam do wróżki, byłam u uzdrowiciela, jako dziecko byłam niewinnym świadkiem wywoływania duchów. Ale nie to było przyczyną. Przyczyną była zwykła miedziana bransoletka.  Dwadzieścia pięć lat temu, gdy miałam 20 lat zachorowałam i lekarze nie dawali mi zbyt dużych szans na przeżycie. Wtedy dała mi ją Mama. Dostała ją Ona kiedyś gdy była na Dalekim Wschodzie od pewnej kobiety. Była to bransoletka, która miała przywrócić zdrowie. Tylko, że ja nie wierzyłam w takie cuda. Wrzuciłam ją gdzieś na dno szafy, i walcząc o życie i zdrowie zapomniałam o niej na kilka lat. Aż do momentu, gdy dowiedziałam się, że moja ukochana siostra jest chora i umiera. Żaden z lekarzy nie dawał Jej szans. I wtedy ją założyłam. Dla siostry. I nosiłam ją przez kolejne lata, a moja siostra żyła wbrew medycynie. W międzyczasie urodziłam córkę, której nigdy urodzić nie miałam, że względu na moją chorobę i leczenie. Nie będąc praktykującym katolikiem, zawsze powtarzałam, że obydwie są dowodem na istnienie Boga i jego cudów.  Jedna miała umrzeć, druga się nie urodzićZ bransoletką nie rozstawałam się ani na chwilę, uzależniając od niej życie mojej Siostry. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego myślałam, że jak ją zdejmę Ona umrze. Aż pewnego dnia, też nie wiedząc czemu, ją ściągnęłam i włożyłam do wazonu pełnego pamiątek. I wtedy po pewnym czasie zaczęło się to drapanie... Dzisiaj wiem, że nadając bransoletce cechy boskie, czyniąc ją moim amuletem, otworzyłam drzwi demonowi. Mój duchowny poprosił mnie o zdjęcie tej bransoletki. A ona zniknęła. Wraz z partnerem przeszukaliśmy cały dom. Wielokrotnie. Wyparowała jak kamfora. Moje rozmowy z duchownym trwały miesiąc. Ciągle odkładałam czas modlitwy o uwolnienie. Bałam się strasznie. Ale to nie był mój strach. Teraz też już to wiem. W dniu kiedy miał odbyć się egzorcyzm zmarł mój wujek. Zrezygnowałam. Dopiero twarda postawa mojego partnera sprawiła, że spotkałam się z duchownym. Nie będę opisywać szczegółowo tego co wówczas się działo. Powiem tylko, że jest to dalekie, czym karmią nas w filmach i opowieściach. Jest to czas modlitwy, gdzie można płakać i śmiać się, gdzie przychodzą Ci nie Twoje myśli i trzęsiesz się z niewyobrażalnego zimna. Ale wytrwałam. Tylko, że demon nie odszedł.  Ale zwrócił mi bransoletkę, którą znalazł mój partner tam, gdzie nigdy nie leżała.  W dniu pogrzebu Wujka zakopałam ją pod krzyżem na cmentarzu, chociaż krążyły mi myśli, żeby ją zachować. Wracając z pogrzebu złapał mnie strach i przerażenie. Myślałam, że się uduszę. Nie umiałam się modlić. To była zemsta, za to, że zakopałam amulet. Na drugi dzień znów usiadłam do modlitw o uwolnienie. I jestem wolna. Dlaczego Wam to piszę? Ponieważ warto uwierzyć.  Ja przez brak mojej wiary cierpiałam kilka lat. Wpadałam w coraz większy marazm, czarną psychiczną otchłań. Myślałam, że stoję u progu depresji, zapomniałam czym jest siła i uśmiech.  Ale odzyskałam swoją siłę i radość.  Znów patrzę na życie z optymizmem. Wierzę, że to zło już nie sięgnie mnie, ani moich bliskich. Znów jestem tą osobą, którą byłam.  Piszę wam to aby uchronić Was przed sięganiem po coś, czego nie rozumiemy, aby nie szukać pomocy tam, gdzie "leczą" za pieniądze. Nie sięgać do magii, która otwiera wrota złu. Nie nadawać rzeczom siły, której nie mają.  Bo tym sposobem możemy otworzyć drzwi złu, w które sami nie wierzymy. Ja tą siłę dałam bransoletce. Moja siostra żyła 16 lat z nowotworem. To zło być może pozwoliło Jej żyć, ale zapłaciłam i tak za to srogą cenę. Nagła śmierć siostry i to z innego powodu. Tata, który był okazem zdrowia i nagle odszedł. Wujek z którym dopiero rozmawiałam i zaraz potem jechałam na jego pogrzeb. Moje choroby, 9 operacji, gdzie lekarze wciąż nie wiedzą co tak fizycznie mnie niszczy. Moja córka cierpiąca z powodu bezsenność i nagle trawiona przez inne choroby. Mój kilkuletni smutek i apatia, które wręcz mnie pochłaniały. Ciągła walka o lepsze jutro. Teraz wiem, że to dług za moją wiarę w cudowną moc amuletu. Zaufałam duchownemu (I nie jest to nasz katolicki ksiądz, bo dla nich jestem skreślona z racji mojego związku bez ślubu), który jest wspaniałym, wyrozumiałym przyjacielem. I to on pokazał mi drogę, dzięki której znów jestem szczęśliwym człowiekiem."


Zjawiska paranormalne - czy w dzisiejszych czasach łatwo uwierzyć w duchy?

 Zjawiska paranormalne to coś budzącego emocje od dziesięcioleci. Jedni są wielkimi "fanami", drudzy wielkimi sceptykami. Niezależ...