W dzisiejszym wpisie skupię się nie tylko na historii o duchach, ale na dosyć nieznanym społeczeństwu procederze, a mianowicie na używaniu starych nagrobków... jako materiału budowlanego 😕.
Zanim przejdę do historii pani Kamili (imię celowo zmienione - jak zwykle z resztą 😊) to przytoczę kilka przykładów z artykułów umieszczonych na serwisach internetowych. Jako, że żyjemy w dosyć konserwatywnym społeczeństwie i dla wielu ludzi (szczególnie starszych) rzeczą nie do pomyślenia i wręcz niemoralną jest używanie płyty nagrobnej do czegokolwiek innego niż upamiętnienia zmarłych bliskich temat wydaje się być zbytnio nie nagłaśniany przez samych przedsiębiorców trudniących się budowlanką, by uniknąć ostracyzmu społecznego, ale jak to z mediami bywa kontrowersja jest mocno poczytna i co jakiś czas na taki, czy podobny temat można trafić w sieci. Dodam jeszcze, że artykuły na temat całego procederu podesłała mi moja "informatorka" (która bardzo sprawnie robi reaserch w praktycznie każdej dziedzinie 😄) za co jestem jej serdecznie wdzięczny. I właśnie tak paranormalna historia pani Kamili dotycząca przedszkola w Szczecinie zostanie wzbogacona przeze mnie artykułami opisującymi jak to w tym mieście używano nagrobków jako budulca. Na koniec mam jeszcze małą informację dla moich czytelników, ale najpierw zapraszam do czytania 😀.
Oto pierwszy z artykułów (napisany przez Onet): Link.
Tu artykuł TVN24:Link
Następne artykuł z portalu Naszemiasto.pl, który opisuje takowy temat: Link, link.
Tu galeria zdjęć pani Karoliny Freino: Link.
Tutaj coś jeszcze ciekawszego - profil pana Łukasza, który zajmuje się ratowaniem takich reliktów, by nie spotkał ich podobny los: Link.
A tu historia pani Kamili, którą udostępniała w internecie:
"Pracuję w przedszkolu, w którym straszy od wielu lat. Murek, który znajduje się w pobliżu budynku jest zrobiony z kawałków płyt nagrobnych starego, zlikwidowanego cmentarza (jak się przyjrzeć, to widać na tych fragmentach daty i kawałki nazwisk), więc może tu jest przyczyna. Może też być gdzie indziej. Ponoć dawno temu na terenie przedszkola jakaś kobieta (pracownik) powiesiła się. Ale nikt nie chce o tym rozmawiać. W każdym razie dzieje się dużo dziwnych rzeczy. W ciągu dnia, gdy są dzieci i ogólny gwar to nic nie budzi podejrzeń. Ale gdy w przedszkolu robi się pusto i cicho, wtedy coś się uaktywnia. Słychać jakby ktoś biegał po górnym holu w tę i z powrotem. Trzaskają drzwi. Słychać jakby rozmawiały jakieś kobiety. Wielokrotnie byłam świadkiem różnych dziwnych zdarzeń. Raz na moich oczach ktoś gwałtownie otworzył drzwi od szatni personelu. Stałam naprzeciw i dosłownie widziałam gwałtowny ruch, aż klucze w drzwiach się kołysały. To coś staje się bardziej aktywne wiosną i późną jesienią. Ostatnio przyszła do nas nowa pracownica, która nic nie wiedziała o psotnym duchu. Była sama w zmywalni i usłyszała za plecami kroki. Ktoś jakby wszedł do pomieszczenia i spytał "jesteś?" damskim głosem. Odpowiedziała więc "tak, jestem" i odwróciła się, a tam nikogo nie było. Przyszła przerażona do mnie i zaczęła mi opowiadać, bo myślała, że ktoś sobie z niej zażartował. Ogólnie nikt nie chce zostawać w przedszkolu sam i wychodzić ostatni. Żadna z nas nie odważyłaby się tam wejść po zmroku, albo przenocować."
I dalsza część, którą wysłała mi messengerem:
"Tak, dodam jeszcze, że kiedyś byłam w sobotę w przedszkolu, bo musiałam wziąć dokumenty. Poszedł ze mną mąż. W pewnym momencie zostawiłam go samego w jednej z sal i poszłam do pomieszczenia kuchennego. Jak wróciłam to spytał mnie z kim rozmawiałam. On słyszał rozmowę dwóch kobiet i był przekonany, że to ja z kimś rozmawiałam. Ja nic nie słyszałam. On jest typowym sceptykiem, a jednak usłyszał.
Ta kobieta która się powiesiła była albo woźną albo księgową. Przedszkole powstało w 1980 roku. Wcześniej na miejscu budynku były działki. Murek był tam nieco wcześniej, zlikwidowano pobliski cmentarz niemiecki i zmieniono go w park. Co do tej kobiety to pracownicy, którzy znali sprawę odeszli już na emerytury. Ostatnia osoba, z którą rozmawiałam o tym odeszła na emeryturę w zeszłym roku. Nie chciała mówić co dokładnie się wydarzyło i dlaczego. Opowiedziała mi jeszcze o takim zdarzeniu, że raz, późnym wieczorem włączył się alarm i przyjechała ochrona. Drzwi przedszkola otworzyła im kobieta i powiedziała, że wszystko w porządku, że przyjechała bo musi coś porobić i niechcący włączyła alarm. Ochrona pojechała. Kilka dni później pan z ochrony rozmawiał z jedną z woźnych i opowiedział o sytuacji i było wielkie zdziwienie, bo nikt z pracowników nie przyznał się, że był wtedy w placówce. Opis kobiety natomiast pasował do tej zmarłej".
Całkiem ładnie idzie Ci pisanie tego bloga.
OdpowiedzUsuńA, dziękuję :) . Staram się stawiać na jakość, a nie ilość materiału.
UsuńCzyli idealnie :)
Usuń