piątek, 29 grudnia 2023

Wampir energetyczny

 Dziś mam dla was historię pani Edyty (imiona zmienione, standard 😉). 

Przy okazji po krótce przedstawię wam mój pogląd na zjawisko wampiryzmu energetycznego. Jestem pewien, że każdy z was zna ten termin choćby tylko z nazwy. Co ciekawego wampiry - wyeksploatowane do granic możliwości poprzez hollywoodzkie filmy, a wcześniej popularyzowane przez Brama Stockera powieścią "Dracula" z 1897 roku - mają zaczątki w naszej, prasłowiańskiej kulturze, a samo słowo  "wampir" wywodzi się od słowa "wąpierz" będące określeniem wysysającej krew istoty powstającej ze zmarłego człowieka. I tak jak wąpierz wysysał krew ze swoich ofiar, tak i wampir energetyczny - jak sama nazwa wskazuje 😅 - wysysa z nich energię, siły życiowe.

Podzieliłem wampiry energetyczne na dwa typy - paranormalny i nieparanormalny.

1. Typ paranormalny.

Spędzając sporo czasu na facebookowych fanpejdżach o tematyce zjawisk paranormalnych i przedzierając się przez masę bzdurnych postów wyławiałem czasem całkiem zgrabne i brzmiące ciekawie opowieści. Kilka z nich opisywało ludzi nie starzejących się zbytnio, wyglądających wręcz dwa razy młodziej niż powinny w których obecności inne osoby czuły się bardzo źle. Pojawiały się bóle głowy, poważniejsze problemy ze zdrowiem, czy kompletne wyczerpanie. W opisywanych przypadkach zdarzało się, że owa osoba za wszelką cenę chciała ich dotknąć i to wtedy czuli największy odpływ siły i dobrego samopoczucia. Zdaniem "ekspertów" z tych fanpejdży takie osoby są świadomie, lub nie naczyniem dla jakiegoś nadnaturalnego bytu, który albo sam, albo - o zgrozo - na skutek zamierzonego działania takiej osoby przylgnął do niej. Krótko mówiąc osoba taka jest narzędziem dla tego bytu służącym do żywienia się energią innych żywych istot. Najbardziej szokujące jest myśl, że ktoś może pozwalać jakiejś "obcej sile" krzywdzić innych w zamian za wieczną młodość choć (z drugiej strony powszechnie wiadomo co człowiek jest w stanie zrobić dla sił nam znajomych, np: dla pieniędzy 😅) .

2. Typ nieparanormalny.

No, ten typ wampira energetycznego jest znacznie powszechniejszy. Zwykle są to ludzie ze schorzeniami natury psychicznej typu borderline, afektywność dwubiegunowa, zaburzenia osobowości itp. Osoby takie ze względu na swoją toksyczność w relacjach międzyludzkich nie są lubiane w towarzystwie. Niejednokrotnie osoba taka poprzez swoje irytujące zachowania jest wręcz zdolna popsuć nawet najweselszą zakrapianą imprezę, a nawet psuć całkowicie atmosferę w miejscu pracy.

Obydwu typów należy unikać jak ognia, jeśli chcemy żyć w spokoju. Niestety typ nieparanormalny choć powszechniejszy to w pewnym sensie jest trudniejszy do wykrycia niż typ paranormalny, gdyż ze zjawiskami paranormalnymi jest tak, że jeśli już się dzieją to zwracamy na nie szczególną uwagę. One zaburzają naszą rzeczywistość, przeczą logice i nie dają się tak prosto wytłumaczyć. No, bo jak wytłumaczyć (i tu posłużę się anegdotką z jednego wpisu na facebooku) sytuację kiedy ktoś doznaje nagłej utraty sił za każdym razem, gdy pracując jako opiekun/pomoc domowa starszej pani zostaje przez nią dotknięty. Przy czym natarczywość tej staruszki w próbach chwytania kogoś mocno jest zadziwiająca, a w dodatku kobieta ta mając około 70 lat wygląda na nieco ponad 40 i lubi bawić się tarotem 😖. Takie sytuacje budzą w nas konsternację - nie wierzymy, a jednak strach często pozwala się odciąć. A w przypadku wampirów energetycznych nieparanormalnych? Nasza czujność może być uśpiona przez wzgląd na "prozaiczność" tego typu wampiryzmu. Czasem nie zauważamy ile nerwów i zdrowia psychicznego może nas kosztować toksyczne zachowanie takich osób, a jeśli już to widzimy to dosyć późno. To w połączeniu z faktem, że wampirów energetycznych tego typu jest nieporównywalnie więcej niż tych paranormalnych czyni je tymi niebezpieczniejszymi.

Historia pani Edyty - jak się domyślacie - jest historią o wampirze typu "paranormalnego", a ściślej mówiąc jest spisem dziwnych zbiegów okoliczności które łączy postać jej babci. Zapraszam do lektury:

Odkąd pamiętam moja (obecnie) 90-letnia babka była złym człowiekiem. Zniszczyła życie mojej matce, skłóciła rodzinę, doprowadziła mnie do nerwicy. Miała parę takich akcji, że myśleliśmy, że umiera. Zaczęło się od wylewu krwi do mózgu w latach 70-ych kiedy została cudem odratowana. Dwa razy lekarze otwierali jej czaszkę, a po drugim razie byle jak ją pozszywali, gdyż byli przekonani, że jej nie uratują i umrze. Przeżyła, choć miała sparaliżowaną prawą stronę ciała, a ponadto radziła sobie z tą niepełnosprawnością dobrze. potrafiła jedną ręką przesunąć wersalkę - miała więcej siły niż ja w wieku 20 lat. kiedyś pojawiły się na jej ciele plamy opadowe jak u trupa, więc trafiła półprzytomna do szpitala. Pojechałam ją tam odwiedzić, a wyszłam od niej całkowicie wyzuta z energii. Ona natomiast już następnego dnia była niemal całkowicie zdrowa. W 2021 roku doszło do sytuacji którą się naprawdę przeraziłam. Ta babcia zawsze była zazdrosna o babcię ze strony ojca, która była przekochaną osobą. Któregoś dnia ojciec kazał mi zadzwonić właśnie do swojej mamy, bo coś dziwnego się zaczęło z nią dziać - twierdził, że gada jak opętana, że traci kontakt z rzeczywistością. Zadzwoniłam zatem. Babcia twierdziła, że jest mną i właśnie znajduje się u babci Krysi (tej babci ze strony mamy). Niedługo potem babcia ze strony taty zmarła, a babcia ze strony mamy, choć miała w tym czasie podobne "objawy" wyzdrowiała. Odkąd jest w domu opieki w rodzinie zapanowała zgoda, ale kiedy zanim tam trafiła to podejrzewam, że wykończyła sporo osób - członków rodziny, sąsiadów, znajomych. Ja długo czułam jak "pożera" moją energię i nauczyłam się nad tym panować - za to mój ojciec po wizycie u niej jest tak wyczerpany, że musi odespać śpiąc do wieczora. Co do ludzi których wykończyła: wszystkie sąsiadki, które do niej przychodziły poumierały, ale można to zrzucić na wiek, choć każdej się przydarzała jakaś choroba. Moja mama mówi, że jak jeszcze u nich babcia mieszkała to chodziła po nocach w których była pełnia księżyca i obserwuje ludzi jak śpią stojąc przy łóżku. Mi też tak kiedyś zrobiła kiedy nocowałam u niej. W jej domu jest taka atmosfera, że jak raz na jej polecenie pojechałam do niej do domu podlać kwiatka doniczkowego to po zapadnięciu zmroku zaczęłam odczuwać paniczny lęk i uciekłam stamtąd. Ostatnio kiedy tam byłam z koleżanką słyszałyśmy pukanie, a koleżanka stwierdziła, że ma dziwne uczucie, iż ktoś z nami jest w mieszkaniu. Potem bałyśmy się iść do łazienki nawet, choć stare baby jesteśmy - taki lęk nas ogarnął. Ja podejrzewam, że przylgnął do mojej babki jakiś demon po tym wylewie. Jej własny syn powiedział o niej, że od tamtej pory to już nie jest jego matka, bo po wylewie zupełnie zmienił się jej charakter, wygląd, wielu rzeczy uczyła się na nowo (choć to ostatnie może być wina wylewu moim zdaniem, wbrew temu co twierdzi pani Edyta), bazuje na wpojonych wspomnieniach. Raz zwymiotowała żółcią na ścianę - od sufitu na podłogę. To niemożliwe, że ktoś może zwymiotować pod takim ciśnieniem w dodatku mając 150cm wzrostu - nie mogliśmy się nadziwić z moim ojcem (aż się przypomina scena z filmu "Egzorcysta" 😓). Zauważyłam, że mój 5-letni syn po wizycie u niej zawsze zachowuje się przez kilka dni bardzo niegrzecznie. Kiedyś dostałam krzyż Ankh i go nosiłam, a babcia zawsze kazała mi go zdjąć i gapiła się na niego jak zahipnotyzowana. Kiedyś podburzała mojego tatę przeciw nam to moja mama zrobiła krzyż z kości wieprzowych i podpuściła mnie żebym jej pod łóżko wrzuciła i pokropiła dom wodą święconą - wtedy się faktycznie odczepiła od mojej mamy. Raz dostając czerwone róże od ojca i wpadła w furię - nienawidziła takich ścinanych kwiatów. Kiedyś znowu musieliśmy jej opiekunkę znaleźć, ale każda wynajęta opiekunka szybko zrezygnowała, dwie wręcz uciekły bez słowa. Te dwie to były panie z Ukrainy - jedna ze stresu wypiła cały barek alkoholu. Miała razem 10 opiekunek - żadna nie wytrzymała. Najbardziej cierpliwą opiekunką była jej przyjaciółka z dawnych lat, która mieszkała u niej na zimy, ale zawsze po takim pobycie serce ją bolało, miewała problemy z ciśnieniem i musiała odchorować, więc już od lat nie przyjeżdża do niej. Teraz kiedy babcia jest w domu opieki to w półtora roku miała w dwu osobowym pokoju już 3 współlokatorki. każda zmarła, a ta która jest obecnie dostała ostrej demencji. Niby normalne w tym wiek, ale ja znam moją bakę i wiem, że to nie przypadek - inna kobieta z demencją stanęła kiedyś nad moją babką i zaczęła się kiwać powtarzając: "siedem, siedem, siedem...".  Była epicentrum zła w mojej rodzinie - wszystko co złego się działo można z nią powiązać. Mój wujek (jej drugi syn) zerwał z nią kontakt i żyło się jego rodzinie bez takich ekscesów, ale gdy ponownie ich relacje odżyły to i choroby się pojawiły w jego rodzinie - sam wujek zmarł w 2021 roku na raka (mniej więcej w tym samym okresie co ta druga babcia), jego żona dostała serii mikroudarów, a ich córka zaczęła mieć problemy z sercem. I to wszystko po tym jak znowu nawiązali relację z nią. Jak miała w domu opieki załamania chorobowe to dziwnym zbiegiem okoliczności właśnie umierały jej współlokatorki, a ona nagle zdrowiała. Mam sposób jak sobie z nią "radzić" - kiedy jeździmy ją odwiedzić z ojcem to ja ją staram się jak najbardziej zagadać, nie dopuścić do słowa. Jest jeszcze coś - zauważyłam, że ona zawsze patrzy w lewe oko swojego rozmówcy. stąd ja rozmawiając z nią już podświadomie patrzę jej w prawe plotąc co tylko ślina na język przyniesie, by tylko nie dopuścić jej do słowa. Wtedy z ojcem wychodzimy od niej nie czując się tak źle, czując się wręcz normalnie. Myślę, że ta pewność siebie w głosie pozwala mi ją tak "pokonać" - moja mama współczuła, chciała jej pomagać i tak jej słuchała, wykonywała posłusznie polecenia i... przypłaciła to depresją.

Zasięgnęłam rady ekspertów w takich sprawach - jasnowidzów i tarocistów. Według ich odczytów zgodnie twierdzą, że została na mnie rzucona klątwa przez kobietę...



niedziela, 24 grudnia 2023

Duch gospodarza, czy demon?



 

Dziś mam historię pani Lucyny. Jej imię, jak inne imiona w historii jak zwykle zmieniłem. Czytając to co pani Lucyna mi napisała przypomina mi się rozdział z książki Michała Stonawskiego "Paranormalne" o nawiedzonym hospicjum. Jak się okazuje nawiedzonym zarówno przez dobrego ducha syna byłej właścicielki budynku jak i coś znacznie gorszego. Czy tak było i w przypadku domu w którym mieszkała pani Lucyna? Zapraszam do czytania 😌.

To było około 15 lat temu. Miałam wtedy 20lat. Weszłam w związek z chłopakiem, można powiedzieć, że z trochę patologicznej rodziny no ale... Zaczęliśmy razem mieszkać u niego w domu. Mieszkała tam jeszcze jego mama, ojczym i brat przyrodni. Reszta jego rodzeństwa w więzieniu. Mój chłopak często opowiadał mi że w jego domu straszy, że on kiedyś wywołał diabła, że widział go ale ja mu w to nie wierzyłam. Stwierdziłam że pewnie się naćpał bo miał do tego skłonności i nie zwracałam uwagi na jego historyjki o tym że ten dom jest nawiedzony aż do czasu. Zaczęłam zauważać rzeczy które wzbudzały moje podejrzenia. Spadające obrazy ze ściany z wielką mocą, przewracając się krzesła, rzeczy które potrafiły turlać się pod górkę, klapanie szafek z całych sił, wszystkich na raz. Wiem... Brzmi nieprawdopodobnie, jak z filmu, ale tak było. Dom jest parterowy z sutereną. Okna od pokoju były trochę wyżej niż w normalnym domu. Któregoś wieczoru miał przyjść do nas kolega. Czasami zdarzało się tak, że pierwsze podchodził pod okno, z racji, że był bardzo wysoki to czubkiem głowy mógł dosięgnąć tego okna. Spokojnie leżymy, nagle słyszę, że ktoś idzie, przeciera się przez tuje i choinki. Było już ciemno. Przez otwarte okno zobaczyliśmy czubek głowy wiec podeszłam żeby poinformować żeby poszedł od strony podwórka i wszedł do środka. Okazało się że nie ma nikogo za oknem i nawet nie było słychać że odchodzi. Zadzwoniłam do niego gdzie on poszedł a on poinformował mnie ze będzie za 10 minut bo ma jeszcze kawałek drogi do nas.... To nie był on. To było COŚ. Wracałam z Lublina, było już po 23. Okazało się że drzwi do domu są zamknięte. Zaczęłam dzwonić dzwonkiem i pukać patrząc się w stronę wejścia na działkę. Widzę że w bramce stał facet, szeroko rozstawione ręce, byłam pewna że to ojczym mojego chłopaka. Cały czas się na niego patrzyłam z myślą że musi być zdrowo napity skoro tak stoi jakby próbował łapać równowagę. Nagle otworzyły się drzwi do domu, drzwi otworzył mi właśnie ojczym, szybko spojrzałam w bramkę. Nikogo już nie było... Kolejne... Był u nas znajomy. Siedzieliśmy do późnych godzin. Ja nie piłam, nie ćpałam. Że mną wszystko było ok tylko mój chłopak miał skłonności i niektórzy jego kumple. Nie wiem czy oni wtedy coś pili, nie pamiętam. Tak czy siak ten kolega poszedł sobie. Później długo nie przychodził. Mówi że on już do nas nie będzie przychodził bo miał dziwne zwidy jak opuszczał posesję. Mówi że był pewnie ze do bramki odprowadził go jego wujek. Czyli prawdziwy ojciec mojego chłopaka który nie żył już z 15 lat. Tak, jego ojciec nie żył. Zginął w wypadku samochodowym w którym stracił oko. Był ogólnie zmasakrowany. Oka nie udało się odnaleźć przy składaniu zwłok i pochowali go bez niego. Mój ex lubił wszystkim opowiadać co tam się dzieje, ja milczałam bo bałam się nawet o tym mówić ale zaczynało to bardzo interesować naszych znajomych bo jemu nikt nie wierzył ale ja raczej byłam przez nich postrzegana jako osoba która nie kłamie. Jeden z nich tak się tym zafascynowany że stwierdził, że zacznie do nas przychodzić bo chce coś zobaczyć. Nie musiał długo czekać. Już w pierwszych odwiedzinach dostał kawałkiem doniczki. Doniczka od kwiatka pękła i z wielką mocą odpryśnięty kawałek przeleciał przez cały pokój z wielką mocą prosto w niego. Pokój miał co najmniej 6m długości. Wtedy też robiłam zdjęcia. Zrobiłam jemu. Nie wiem czy my paliliśmy wtedy papierosy, nie pamiętam ale idealnie za nim, jak z dymu papierosowego ułożyła się postać. Była bardzo wyraźna i nie miała oka, ale miała jakby rogi, nie wiem co to było. Pokazałam to mamie i ojczymowi mojego ex, usłyszałam odpowiedź, "To Rafał". Następne... Czekaliśmy na znajomego. Był wieczór. Znajomy spóźniał się. Zerkałam na telefon z niecierpliwością gdzie on jest. W domu byli wszyscy. W kuchni zawsze paliło się światło bo mieszkał tam gołąb w klatce który miał złamane skrzydło. Tak czy siak cały dom ludzi, godzina około 20. Wszędzie światła zapalone. W końcu wkurzyłam się i dzwonię do kolegi i pytam się gdzie on jest a on mi odpowiada, że był ale nie ma nikogo w domu. Wszędzie pogaszone światła, pukał, dzwonił dzwonkiem, ale nikt nie otworzył więc poszedł. Za chwilę przez telefon mówi mi: "No już widzę, świeci się światło. Ok zaraz będę". Mnie dopadła tam depresja, ja już nie dawałam sobie rady. Bałam się, czułam się uwięziona. Czułam się okropnie, już nie wiedziałam co się dzieje. I wie Pan co zrobiłam? Ja targnęłam się na swoje życie. Chciałam się zabić i robiłam to z takim uśmiechem na twarzy, z taką ulga odchodziłam. Odratowali mnie, w porę mnie znaleźli. Nie wiem skąd wtedy to nasilenie depresji u mnie. Minęło jeszcze kilka miesięcy. Rozstałam się z tym chłopakiem. Z więzienia wyszedł jego brat. Mieszkał tam z nimi około roku jak w wieczór wigilijny wstał od stołu żeby dosypać do pieca który był w suterenie. Tam właśnie się powiesił... Wstał od stołu pełen dobrego humoru, nic nie wskazywało na to że to zrobi. Dom ten został sprzedany po śmierci Marcina. Nie wiem ile jeszcze tam mieszkali. Może 2 lata. Nie wiem co za wariat to kupił, czy ktoś tam mieszka. Podobno zanim oni kupili ten dom ktoś się również w nim powiesił ale tego nie wiem na 100%. Była to opowieść ludzi miejscowych. Nie wiem kto tam straszy czy to faktycznie duch ich ojca, czy coś innego złego.

                                        

sobota, 9 grudnia 2023

Dom w Głogoczowie

Jakoś w połowie września wybrałem się z bratem i kuzynką do osławionego domu w Głogoczowie.
Ponoć w tym miejscu mąż znęcający się nad żoną doprowadził do jej śmierci, ale jakoś treściwszych wzmianek o tym czy faktycznie wydarzyła się tu tragedia nigdzie nie znalazłem, więc i plotki o nawiedzeniu zdają się być jedynie plotkami.
Obiekt był trudno dostępny, gdyż musieliśmy się przedrzeć przez spore krzaki i nieużytki, ale dotarliśmy.
Niestety sesja ze spiritboxem niewiele dała, choć jakieś niby "odpowiedzi" dostawaliśmy na zadawane pytania. Czujnik fal elektromagnetycznych niestety nie mrugnął ani razu. Znaleźliśmy ślady bytności wandali, oraz entuzjastów gimbookultyzmu w postaci graffiti (cytat z piosenki Kazika 😅) i podgrzewaczy mających zapewne zastąpić gromnice do jakiejś parodii rytuału. Duchów nie znaleźliśmy za to żadnych - może było za wcześnie na badanie zjawisk paranormalnych, ale cóż - ta wyprawa to był bardziej spontaniczny wypad niż wyjazd przygotowany tak, aby w pustostanie w szczerych polach spędzić noc pełną wrześniowego chłodu 😄.











Zjawiska paranormalne - czy w dzisiejszych czasach łatwo uwierzyć w duchy?

 Zjawiska paranormalne to coś budzącego emocje od dziesięcioleci. Jedni są wielkimi "fanami", drudzy wielkimi sceptykami. Niezależ...