Ponoć w tym miejscu mąż znęcający się nad żoną doprowadził do jej śmierci, ale jakoś treściwszych wzmianek o tym czy faktycznie wydarzyła się tu tragedia nigdzie nie znalazłem, więc i plotki o nawiedzeniu zdają się być jedynie plotkami.
Obiekt był trudno dostępny, gdyż musieliśmy się przedrzeć przez spore krzaki i nieużytki, ale dotarliśmy.
Niestety sesja ze spiritboxem niewiele dała, choć jakieś niby "odpowiedzi" dostawaliśmy na zadawane pytania. Czujnik fal elektromagnetycznych niestety nie mrugnął ani razu. Znaleźliśmy ślady bytności wandali, oraz entuzjastów gimbookultyzmu w postaci graffiti (cytat z piosenki Kazika 😅) i podgrzewaczy mających zapewne zastąpić gromnice do jakiejś parodii rytuału. Duchów nie znaleźliśmy za to żadnych - może było za wcześnie na badanie zjawisk paranormalnych, ale cóż - ta wyprawa to był bardziej spontaniczny wypad niż wyjazd przygotowany tak, aby w pustostanie w szczerych polach spędzić noc pełną wrześniowego chłodu 😄.
O, zmartwychwstanie!
OdpowiedzUsuń