niedziela, 24 grudnia 2023

Duch gospodarza, czy demon?



 

Dziś mam historię pani Lucyny. Jej imię, jak inne imiona w historii jak zwykle zmieniłem. Czytając to co pani Lucyna mi napisała przypomina mi się rozdział z książki Michała Stonawskiego "Paranormalne" o nawiedzonym hospicjum. Jak się okazuje nawiedzonym zarówno przez dobrego ducha syna byłej właścicielki budynku jak i coś znacznie gorszego. Czy tak było i w przypadku domu w którym mieszkała pani Lucyna? Zapraszam do czytania 😌.

To było około 15 lat temu. Miałam wtedy 20lat. Weszłam w związek z chłopakiem, można powiedzieć, że z trochę patologicznej rodziny no ale... Zaczęliśmy razem mieszkać u niego w domu. Mieszkała tam jeszcze jego mama, ojczym i brat przyrodni. Reszta jego rodzeństwa w więzieniu. Mój chłopak często opowiadał mi że w jego domu straszy, że on kiedyś wywołał diabła, że widział go ale ja mu w to nie wierzyłam. Stwierdziłam że pewnie się naćpał bo miał do tego skłonności i nie zwracałam uwagi na jego historyjki o tym że ten dom jest nawiedzony aż do czasu. Zaczęłam zauważać rzeczy które wzbudzały moje podejrzenia. Spadające obrazy ze ściany z wielką mocą, przewracając się krzesła, rzeczy które potrafiły turlać się pod górkę, klapanie szafek z całych sił, wszystkich na raz. Wiem... Brzmi nieprawdopodobnie, jak z filmu, ale tak było. Dom jest parterowy z sutereną. Okna od pokoju były trochę wyżej niż w normalnym domu. Któregoś wieczoru miał przyjść do nas kolega. Czasami zdarzało się tak, że pierwsze podchodził pod okno, z racji, że był bardzo wysoki to czubkiem głowy mógł dosięgnąć tego okna. Spokojnie leżymy, nagle słyszę, że ktoś idzie, przeciera się przez tuje i choinki. Było już ciemno. Przez otwarte okno zobaczyliśmy czubek głowy wiec podeszłam żeby poinformować żeby poszedł od strony podwórka i wszedł do środka. Okazało się że nie ma nikogo za oknem i nawet nie było słychać że odchodzi. Zadzwoniłam do niego gdzie on poszedł a on poinformował mnie ze będzie za 10 minut bo ma jeszcze kawałek drogi do nas.... To nie był on. To było COŚ. Wracałam z Lublina, było już po 23. Okazało się że drzwi do domu są zamknięte. Zaczęłam dzwonić dzwonkiem i pukać patrząc się w stronę wejścia na działkę. Widzę że w bramce stał facet, szeroko rozstawione ręce, byłam pewna że to ojczym mojego chłopaka. Cały czas się na niego patrzyłam z myślą że musi być zdrowo napity skoro tak stoi jakby próbował łapać równowagę. Nagle otworzyły się drzwi do domu, drzwi otworzył mi właśnie ojczym, szybko spojrzałam w bramkę. Nikogo już nie było... Kolejne... Był u nas znajomy. Siedzieliśmy do późnych godzin. Ja nie piłam, nie ćpałam. Że mną wszystko było ok tylko mój chłopak miał skłonności i niektórzy jego kumple. Nie wiem czy oni wtedy coś pili, nie pamiętam. Tak czy siak ten kolega poszedł sobie. Później długo nie przychodził. Mówi że on już do nas nie będzie przychodził bo miał dziwne zwidy jak opuszczał posesję. Mówi że był pewnie ze do bramki odprowadził go jego wujek. Czyli prawdziwy ojciec mojego chłopaka który nie żył już z 15 lat. Tak, jego ojciec nie żył. Zginął w wypadku samochodowym w którym stracił oko. Był ogólnie zmasakrowany. Oka nie udało się odnaleźć przy składaniu zwłok i pochowali go bez niego. Mój ex lubił wszystkim opowiadać co tam się dzieje, ja milczałam bo bałam się nawet o tym mówić ale zaczynało to bardzo interesować naszych znajomych bo jemu nikt nie wierzył ale ja raczej byłam przez nich postrzegana jako osoba która nie kłamie. Jeden z nich tak się tym zafascynowany że stwierdził, że zacznie do nas przychodzić bo chce coś zobaczyć. Nie musiał długo czekać. Już w pierwszych odwiedzinach dostał kawałkiem doniczki. Doniczka od kwiatka pękła i z wielką mocą odpryśnięty kawałek przeleciał przez cały pokój z wielką mocą prosto w niego. Pokój miał co najmniej 6m długości. Wtedy też robiłam zdjęcia. Zrobiłam jemu. Nie wiem czy my paliliśmy wtedy papierosy, nie pamiętam ale idealnie za nim, jak z dymu papierosowego ułożyła się postać. Była bardzo wyraźna i nie miała oka, ale miała jakby rogi, nie wiem co to było. Pokazałam to mamie i ojczymowi mojego ex, usłyszałam odpowiedź, "To Rafał". Następne... Czekaliśmy na znajomego. Był wieczór. Znajomy spóźniał się. Zerkałam na telefon z niecierpliwością gdzie on jest. W domu byli wszyscy. W kuchni zawsze paliło się światło bo mieszkał tam gołąb w klatce który miał złamane skrzydło. Tak czy siak cały dom ludzi, godzina około 20. Wszędzie światła zapalone. W końcu wkurzyłam się i dzwonię do kolegi i pytam się gdzie on jest a on mi odpowiada, że był ale nie ma nikogo w domu. Wszędzie pogaszone światła, pukał, dzwonił dzwonkiem, ale nikt nie otworzył więc poszedł. Za chwilę przez telefon mówi mi: "No już widzę, świeci się światło. Ok zaraz będę". Mnie dopadła tam depresja, ja już nie dawałam sobie rady. Bałam się, czułam się uwięziona. Czułam się okropnie, już nie wiedziałam co się dzieje. I wie Pan co zrobiłam? Ja targnęłam się na swoje życie. Chciałam się zabić i robiłam to z takim uśmiechem na twarzy, z taką ulga odchodziłam. Odratowali mnie, w porę mnie znaleźli. Nie wiem skąd wtedy to nasilenie depresji u mnie. Minęło jeszcze kilka miesięcy. Rozstałam się z tym chłopakiem. Z więzienia wyszedł jego brat. Mieszkał tam z nimi około roku jak w wieczór wigilijny wstał od stołu żeby dosypać do pieca który był w suterenie. Tam właśnie się powiesił... Wstał od stołu pełen dobrego humoru, nic nie wskazywało na to że to zrobi. Dom ten został sprzedany po śmierci Marcina. Nie wiem ile jeszcze tam mieszkali. Może 2 lata. Nie wiem co za wariat to kupił, czy ktoś tam mieszka. Podobno zanim oni kupili ten dom ktoś się również w nim powiesił ale tego nie wiem na 100%. Była to opowieść ludzi miejscowych. Nie wiem kto tam straszy czy to faktycznie duch ich ojca, czy coś innego złego.

                                        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zjawiska paranormalne - czy w dzisiejszych czasach łatwo uwierzyć w duchy?

 Zjawiska paranormalne to coś budzącego emocje od dziesięcioleci. Jedni są wielkimi "fanami", drudzy wielkimi sceptykami. Niezależ...